Historia
Vinland Sagi zaczyna się na początku XI wieku naszej ery w małej Islandzkiej wiosce. Żyje w niej razem ze swoją żoną i dwójka dzieci niejaki Thors Snorresson, były Jomswiking, który kilka lat wcześniej z tylko sobie znanych powodów zdezerterował w trakcie bitwy morskiej pozorując swoja śmierć. Jego syn, Thorfinn jak każdy młodzieniec w jego wielu pragnie zostać wielkim wikingiem od czego jego ojciec chce go odwieść mówiąc, że prawdziwego wojownika nie czyni wcale chęć walki i mordowania oraz grabieży. Młodzieniec jednak nie potrafi tego nijak zrozumieć.
Z chęcią zamordowania Thorsa do ich małej miejscowości przybywa niejaki Floki. Nie mogąc jednak tego zrobić otwarcie (i będąc świadomym różnicy sił) wymyśla plan w wyniku którego nie brudząc sobie rąk nasyła na naszego bandę piratów pod wodzą niejakiego Askeladda. W wyniku oszukanego pojedynku Jomski Troll (jak przezywany jest Thors) ginie naszpikowany strzałami, załoga jego statku zostaje jednak ocalona, a Thorfinn...trafia pod opiekę zabójcy swego ojca.
Dokładnie w tym miejscu zaczyna się historia "prawidłowa" jaką anime (dlaczego anime, a nie manga: to powiem na samym końcu) będzie chciało nam przedstawić: vendetta Thorfinna i jego chęć pokonania Askeladda w honorowym pojedynku. Wiedziony tymi wszystkimi uczuciami bardzo młody jeszcze Thorfinn dołącza do bandy wikingów licząc, że pewnego dnia jego zemsta się dokona.
|
Źródło: https://tiny.pl/t87h2 |
W tym właśnie momencie historia
Vinland Sagi zaczyna robić się naprawdę ciekawa, bo i stosunkowo szybko nasz młodzieniec...zostaje zepchnięty na drugi plan. Przez prawie wszystkie 24 odcinki tak naprawdę to wszystko co opisałem powyżej będzie sprawą absolutnie drugorzędną, a my będziemy mieli do czynienia z czymś w rodzaju bohatera zbiorowego w postaci bandy Askeladda ze sporym naciskiem na postać niego samego.
Początkowo będziemy dostawać mniej lub bardziej powiązane ze sobą epizody mające nam w lepszy lub "mniej lepszy" (gdzie "gorszy" w przypadku tego tytułu jest jak potwarz, a więc i go nie użyję) przedstawić sposób bycia naszych wikingów. A tak jak i w
Berserku tak i tutaj autor (w przypadku mangowego pierwowzoru jest to Makoto Yukimura) nie próbuje niczego tonować czy niepotrzebnie ugrzeczniać. Nie chodzi mi tutaj nawet o tonę krwi i mocno przesadzonych "gore" akcji, ale raczej o samo zachowanie bohaterów. Pomimo tego, że razem z nimi spędzimy całe 24 odcinki (a w przypadku mangi i ich części nawet więcej czasu) nie próbuje się ich na siłę uszlachetniać i czyny jakich się dopuszczają nie są czymś na co można "przymknąć oko" czy "puścić mimo uszu". No chyba, że za takie macie wymordowanie wioski pełnej ludzi...bo i tak pomarliby z głodu kiedy zostali ograbieni z całego ich jedzenia wcześniej. Z takimi ludźmi mamy do czynienia.
Pomimo tego wszystkiego jednak...czujemy do nich wszystkich sympatię przez to jak bezpośrednio w ich życie wchodzimy i czego się o nich dowiadujemy. My chcemy aby to co tam akurat w danej chwili postawili sobie za cel im się udało i jednak pomimo wszystko przymykamy na to wszystko oko, a kiedy ktoś z nich (nawet absolutnie słusznie) zostaje zabity czy też poważnie ranny (i proszę mi tutaj nie jęczeć o spoilery: w historii takiego kalibru jest to nieuniknione) jest nam go zwyczajnie szkoda, a łzy same wzbierają w naszych oczach. Tak dobrze i tak niejednoznacznie - na czele z samym Askeladdem - napisane są te postacie.
|
Źródło: https://tiny.pl/t87n4 |
No właśnie: Askeladd. Dawno nie spotkałem się z (wybaczcie drobne powtórzenie) dobrze napisanym charakterem. W mangowym pierwowzorze (który niechybnie niedługo nadrobię) Thorfinn w końcu ponoć na tego "głównego" bohatera wyrasta, ale jak napisałem wcześniej: w obecnym sezonie anime mamy do czynienia z bohaterem zbiorowym, gdzie jednak wspomniany już Askeladd i tak mocno wybija się na tle reszty i to bez wątpienia właśnie on jest punktem centralnym sezonu pierwszego. Początkowo przez nas znienawidzony przez to co zrobił w miarę upływu czasu odkrywa kolejne karty swojej historii i powoli aż do samego końca totalnie zmienia się to jak go postrzegamy. Poznajemy jego przeszłość, motywacje i dowiadujemy się dlaczego traktuje wszystkich wokoło tak, a nie inaczej.
Nie jest też tak, że nikt poza nim nie jest tutaj ciekawy, bo mamy do czynienia z całą plejadą takowych postaci. Książę Knut czy jego ojciec Sven, (jak się pod sam koniec okazuje) Bjorn czy #BestGirl Thorkell. Nie będę jednak pisał o nich nic więcej, bo po co o tym czytać skoro można to zobaczyć na własne oczy.
|
Źródło: https://tiny.pl/t878w |
Zresztą same postacie są tu kluczem, bo i historia tocząca się wokół nich jest tylko tłem, które ma w jakiś sposób pokazać ich rozwój czy motywacje. Mamy więc fabularnie historię vendetty Thorfinna, ale jest tylko tłem dla pokazania zmian (czy może ich braku) w jego charakterze. Mamy wątek księcia Knuta, którego nasi bohaterowie są eskortą i widzimy (niestety nieco zbyt nagłe, ale za to jak efektowne!) zmiany w jego zachowaniu.
Zresztą tutaj mamy główny element odróżniający
Vinland Sagę od serialu
Wikingowie (bo pomimo gigantycznych różnic w mediach od porównań nie da się uciec): fikcyjne w większości postacie opowiadające fikcyjną historię w prawdziwym świecie i czasie. No bo jednak wszelakie wspomniane tutaj bitwy i te nieliczne pokazane postacie zachowują się z grubsza tak jak moglibyśmy podejrzewać po tym co o ich historycznych odpowiednikach możemy przeczytać i autorzy anime/autor mangi także trzymają się tutaj jak na razie historycznego rysu i jeżeli jakaś postać w danym miejscu lub czasie nie miała umrzeć to nie łudźcie się: nie poniesie śmierci. Inaczej sprawa ma się z naszymi "nowymi" i oryginalnymi bohaterami, które to i tak są w większości bardzo luźno bazowane na postaciach z różnorakich poematów czy skandynawskich legend, bo i praktycznie każdy kogo zobaczymy na ekranie jako taki pierwowzór ma. Tutaj na szczęście jednak są to mocno luźne powiązania i raczej zapożyczenia imion (Thorkell) czy ogólny zarys charakteru (Askeladd) i
Vinland Saga przetwarza to jeszcze kreatywniej niż ostatni odcinek netflixowego Drakuli (nie przypominajcie mi tego...) historię słynnego krwiopijcy.
|
Źródło: https://tiny.pl/t89cd |
W większości tak się tą
Sagą Winlandzką zachwycam i zachwycam i można by oczekiwać, że końcówkę wpisu spędzę na narzekaniu. Sęk w tym, że...nie mam na co. Znaczy dobra, coś tam by się może i znalazło, bo i widać momentami braki w budżecie, a animacja tu czy tam niedomaga, ale nie jest to nic co rzutowałoby na obrazie całości. Spotkałem się w Internecie z opiniami, że adaptacja jest w porównaniu do mangi nieco ocenzurowana, ale piszą to chyba tylko i wyłącznie najwięksi maniacy i osoby dla których ważna jest bezmyślna jatka i tony juchy: nie tym jednak
Vinland Saga stoi, a świetnie napisanymi postaciami i historią, która wciąga jak diabli. Widowiskowych walki i czystej przemocy jest tutaj w sam raz, a ci którzy po ten tytuł sięgnęli tylko przez wzgląd na stojące za nim studio (Studio WIT, twórcy
Shingeki no Kyojin) to no cóż...mogli naprawdę srogo się zawieść.
|
Źródło: https://tiny.pl/t89dx |
Co mogę na koniec powiedzieć...no idźcie i oglądajcie, bo mamy tutaj do czynienia z jednym z najlepszych anime co najmniej ostatnich kilku lat! Pełne niesamowitych zwrotów akcji, ciekawych bohaterów i nie bojące pokazać się Wikingów takich jakimi mogli być: bez idealizowania czy sztuczności.
Saga Winlandza potrafi wywołać w nas emocje w sposób jakiego totalnie się nie spodziewamy i nie korzystając z żadnych tanich zagrywek. Tytuł ostatniego odcinka pierwszego sezonu (Koniec prologu) pokazuje nam na dodatek, że jesteśmy zaledwie na samym początku podróży, a do dotarcia do tytułowej Winlandii jeszcze bardzo nam daleko. I oby kiedyś bohaterom udało się ją odnaleźć, a razem z nimi nam: czymkolwiek by ona tak naprawdę nie była.
Tytuł polski (manga): Saga Winlandzka
Tytuł angielski: Vinland Saga
Tytuł oryginalny: Vinland Saga
Rok produkcji: 2019
Typ: seria TV
Liczba odcinków: 24
Czas trwania odcinka: 24 minuty
Studio odpowiedzialne za produkcję: WIT Studio