Źródło: https://cutt.ly/CyLfmY1 |
Omega Force to niezwykle płodne studio, które z praktycznie dowolnego dzieła jest nam w stanie zrobić nowe Dynasty Warriors. Zelda? Proszę bardzo. Berserk? Macie. Attack on Titan? Jeszcze jak macie! Wydaje wam się, że z jakąś lubianą przez was grą czy mangą taki zabieg jest niemożliwy? No cóż...nie dla tego studia. Fire Emblem Warriors pokazuje jednak, że nawet oni potrafią się czasami wyłożyć.
Lubię gry z gatunku musou, naprawdę. W jaką bym nie zagrał (nie zawsze ukończył), bawiłem się naprawdę nieźle, czy to w krótkich sesjach czy przy dłuższych posiedzeniach. Już klasyczna seria Dynasty Warriors to naprawdę bardzo solidne gry, zmieniające to i owo przy okazji ich kolejnych iteracji (nie zawsze słusznie, ale uznajmy, że dziewiątka nie istnieje), a przy okazji w fajny sposób adaptujące słynną "Opowieść o Trzech Królestwach". Produkcje jakie tworzą na licencji też nie są złe i każda coś fajnego od siebie doda: czy to świetny system poruszania się jak w Attack on Titan czy klimat i charakterystyczną brutalność Berserka. Najważniejsze w tym wszystkim jest to aby przyciągnąć fanów danego uniwersum i umiejętnie dobrać setting. Wychodzi to czasami lepiej, czasami gorzej, ale gameplay u podstaw zawsze się obroni: oczywiście jeżeli lubimy taki typ rozgrywki. Nawet i najlepszym wyrobnikom czasami podwinie się noga. Panie i Panowie: Fire Emblem Warriors.
Together we ride*
Jestem w stanie zrozumieć wszystko, ale przerabianie takiej marki jak Fire Emblem na grę musou od początku wydawało mi się pomysłem zwyczajnie głupim. Nie chodzi nawet o to, że są to taktyczne RPG, ale pod względem settingu nie są to jakieś przesadnie charakterystyczne produkcje. Może się mylę, bo sam grałem tylko w te nowsze odsłony, ale kilka starszych zdarzyło mi się widzieć i no...takie dosyć klasyczne fantasy pod tym względem mamy. Nie byłem też w stanie wyobrazić sobie przeszczepiania większości charakterystycznych dla serii mechanik tak aby jakoś fajnie wpasowały się w całkowicie nowy dla siebie gatunek. Moje obawy niestety pod praktycznie każdym z tych względów okazały się w mniejszym lub większym stopniu zasadne.
Źródło: https://cutt.ly/YyLhe41 |
Wiem, że w grach musou najważniejszym aspektem jest rozgrywka i duża liczba grywalnych postaci, ale muszę, po prostu muszę zacząć tutaj od fabuły. Taka dobra myślicie? No...szkopuł w tym, że wcale. Tak generycznej, głupiej i źle poprowadzonej historii to dawno nie widziałem. Problemem nawet nie jest to, że ona jest tak zła, że aż śmieszna, a po prostu...no, zła. Wiem, że ma być zaledwie pretekstem do ciachania tony wrogów, ale historia bliźniaków Rowana i Lianny to istny zbiór klisz z najgorszego sortu sezonowych anime. Chociaż nawet nie, bo aż czuję się źle obrażając niektóre sezonowe ryżowe opowieści. Zwrotów fabularnych brak (chyba, że takie widoczne z kilometra możecie takimi nazwać), postacie z innych gier mają całkowicie nieciekawe charaktery (a wystarczyło zrobić je takimi jakie były w oryginale!). Gwarantuję wam, że jeżeli zagracie to co chwila będziecie zapominać imiona głównych bohaterów, a fabuła zleje się w jeden wielki miszmasz bez ładu i składu.
Można powiedzieć, że ok, nie adaptujemy tutaj żadnej konkretniej gry (aczkolwiek kilka bitw z nich odegramy w ramach osobnego trybu: o nim jednak później) czy też innego dzieła (jak w przypadku Attack on Titan czy Berserka), ale niech ta historia będzie chociaż sensownym tłem dla tego co robimy. Tutaj jednak większość starć nie wynika z absolutnie niczego i z połowa z nich to zwyczajnie "nieporozumienia" w stylu:
-Ej, ludzie, uratowaliśmy waszego sojusznika!
-Tak, to ja, wasz sojusznik, oni serio mnie uratowali!
-Tak, to ja, wasz sojusznik, oni serio mnie uratowali!
-Ty, oni mają naszego sojusznika, nawalamy się!
-Co? Nie! Oni serio mnie uratowali, stop! (zaczyna się walka)
-Ok, oni jednak serio cię uratowali, to sztama.
Powiedzcie, brzmi to jak coś dobrego? No dla mnie wcale. A, zaznaczę to jeszcze raz, chyba co druga misja w tej grze odbywa się na podobnym schemacie. Nie wiem kogo zatrudniono do pisania tego scenariusza, ale fanfiki pisane przez natchnionych gimnazjalistów miewają więcej sensu niż to co sprezentowano nam tutaj.
Nie za wiele lepiej jest i pod względem postaci, bo ogrom z nich to te znane z najnowszych odsłon z 3DSa, czyli Awakening i Fates. Nie mówię, że z dawniejszych odsłon nie ma nikogo, bo po prostu bym skłamał, ale praktycznie cały rooster postaci zdominowany jest przez właśnie te dwie odsłony. Trochę słabo jak na liczącą sobie jakieś 16 części serię, nie uważacie?
Źródło: https://cutt.ly/JyLxXHb |
Na to wszystko można jednak przymknąć (czy raczej całkowicie je zamknąć) oko jeżeli tylko mamy do czynienia z naprawdę dobrą gameplayowo grą. Problemem jest to, że...nie mamy. Albo inaczej: same podstawy to klasyczne musou i to dalej się sprawdza, bo ciężko żeby tak nie było. Problemem jest to jak próbowano przeszczepić mechaniki z taktycznego RPG na jego poletko.
W podstawy nie będę się tutaj może przesadnie zagłębiał: jesteśmy wrzucani na całkiem sporą mapę z narzuconymi od początku jednym lub kilkoma celami i warunkami wygranej/przegranej. Przed nami tysiące wrogów w postaci mięsa armatniego i kilka silniejszych jednostek, czasami jakiś boss. Na takim schemacie opiera się praktycznie każda gra musou i jeżeli ktoś to wszystko lubi dokładnie coś takiego dostanie i może czerpać z grania sporo frajdy: u podstaw wszystko gra tak jak grać powinno.
Dodatkiem są tutaj mechaniki charakterystyczne dla serii Fire Emblem i do już dosyć (bo wbrew pozorom gry musou wymagają nieco myślenia) taktycznej rozgrywki postanowiono dodać coś jeszcze. Tak więc możemy chociażby rozstawiać nasze postacie po mapie taktycznej i wydawać im proste rozkazy czy łączyć poszczególne jednostki w pary gdzie jedną będziemy sterować, a druga czasami dołączy do nas w trakcie ataku specjalnego czy będzie działać jako swego rodzaju "tarcza", będziemy się także mogli przełączać pomiędzy nimi "w locie". Jednostki walczące w pobliżu siebie będą także wzmacniały swoje więzi, które na pewnym etapie zaowocują krótką scenką przerywnikową: dokładnie tak jak w Fire Emblem.
Pomiędzy misjami możemy także rozwijać bronie czy przekuwać ich właściwości (np. większe obrażenia, przebijanie pancerza) do innych: oczywiście tylko jeżeli posiadamy odpowiednią ilość gotówki, a nasza domyślna broń konkretny slot. Broni mamy całe zatrzęsienie: od mieczy aż po łuki czy księgi czarów.
Wydaje się to wszystko zróżnicowane, problemem jest jednak to, że o ile poszczególne wyposażenie potrafi się znacznie od siebie różnić, tak postacie...już niekoniecznie. Jasne, animacje są nieco inne w zależności od tego kogo wybierzemy, ale walka każdą postacią posiadającą miecz czy łuk nie będzie się różniła przesadnie od tej, która posiada to samo. Kilka nowych animacji, lepszy model postaci, ale nie wiem jak wam, mi jednak Chromem czy Rowanem grało się praktycznie identycznie. Różnice pojawiają się jednak w statystykach i jeżeli gramy na normalu taką Corrin czy Ryomą możemy praktycznie wszystkie bitwy wygrać sami.
I to jest właśnie kolejny problem tej produkcji: jeżeli interesuje nas głównie fabuła to o ile jej długość jest całkiem ok (okolice 10 godzin) tak poziom trudności to już ma ona żaden. Jeżeli nie szukacie odmóżdżającej rozrywki na krótkie sesje lepiej od razu odpalcie grę na trudnym: tylko tam opłaca się kombinować, rozstawiać jednostki i w ogóle, no...myśleć. Nie lubię takiego sposobu projektowania poziomu trudności, kiedy to jedynie hard zapewnia mi jakieś wyzwanie. Easy powinno być dla osób chcących poznać fabułę, normal stanowić sensowne wyzwanie, a hard sprawić, że będę miał ochotę pogryźć pada. Kilka misji z takiego Attack on Tinta sprawiło, że musiałem naprawdę się postarać i kombinować, a i standardowe Dynasty Warriors potrafi czasami zmusić do wysiłku. No cóż: nie tutaj.
Całości nie ratują też jednak wspomniane wcześniej bitwy "historyczne" czyli konkretne plansze gdzie rozgrywamy jakąś charakterystyczną batalię z "głównych" części serii. To jednak tylko w "teorii", bo tak naprawdę to wszystko to seria nudnych i niesamowicie monotonnych zadań pobocznych z okazjonalnymi krótkimi dialogami w trakcie. Czy warto dla nich przebijać się przez zatrzęsienie "śmieciówek"? Moim zdaniem absolutnie nie, lepiej odpalcie sobie grę z której to wszystko pochodzi, tam będziecie mieć zrobione to pod każdym względem lepiej. Sam odpuściłem sobie zabawę z tym po wyczyszczeniu zaledwie jednej mapy. Dla chętnych jednak treści tam jest sporo, a dodatkowo po powrocie do już ukończonej bitwy historycznej dostajemy w jej miejsce kilka dodatkowych misji przeznaczonych dla postaci na wysokich poziomach doświadczenia i możliwość skorzystania z postaci spoza konkretnej części (nie wspomniałem o tym: na mapach historycznych możemy grać tylko postaciami z gry z jakiej pochodzi ona sama: Ryoma i Corrin na mapie z Awakening niestety odpadają). Sympatyczne jest tutaj za to to, że poszczególne ekrany wyboru misji w tym trybie starają się przypominać wizualnie część z jakiej pochodzą: taki miły smaczek.
Graficznie jest jak najbardziej poprawnie. Wszystko jest pociągnięte lekkim cell-shadingiem, a postacie wyglądają tak jak swoje oryginalne odpowiedniki. Portrety postaci są wykonane poprawnie, ale bez szału: ot, solidna rzemieślnicza robota. Całość działa i wygląda całkiem nieźle zarówno w doku jak i w trybie handhelda (drobne spadki zdarzają się jedynie przy większej zadymie): grałem jednak głównie w tym pierwszym. Co ciekawe gra daje nam niczym NioH na PS4 możliwość wyboru: albo 30 klatek i wyższa rozdzielczość, albo 60 i nieco bardziej widoczne pixele. Sam grałem w tym pierwszym trybie, drugiego nawet nie sprawdzałem, ale fajnie, że twórcy dają nam w tym względzie wybór: wiem, że wielu ludzi w grach akcji ceni sobie niezachwianą płynność. Całkiem widowiskowe i porządnie wykonane są także dosyć liczne filmiki, są bowiem całkiem widowiskowe i przyjemnie się je ogląda.
Muzycznie jest całkiem ok, a przygrywały nam będą zarówno całkiem nowe kompozycje jak i starsze utwory, w tym charakterystyczny motyw przewodni serii. Nowe utwory jednak do tych starych nie mają nawet startu, nie zapamiętam ich na długo i raczej w wolnej chwili nie odsłucham, ale jako tło sprawdzają się naprawdę bardzo dobrze. Tak samo głosy postaci: sam grałem po angielsku, ale japońska wersja także jest dostępna i nie ma żadnych problemów ze zmianą na takowe.
Mogłem przez całą tą recenzję brzmieć niesamowicie negatywnie, ale nie zmienia to faktu, że niecałe 16 godzin jakie spędziłem z tą produkcją były całkiem przyjemne. Ja jednak lubię taki typ rozgrywki, a każde, nawet najgorsze musou u podstaw jest tym samym i zazwyczaj daje nieco frajdy z obijania twarzy tysiącom adwersarzy. Kwestią najważniejszą jest jednak to czy pod jakimś względem robi też coś więcej, czy to dając nam ciekawy setting czy wyjątkową oryginalną czy wściekle grywalną mechanikę. Fire Emblem Warriors nie robi jednak żadnej z tych rzeczy i dlatego polecam je tylko największym fanom marki: reszta niech lepiej poszuka czegoś innego w bogatym dorobku Omega Force, a w ostateczności wybierze nieśmiertelne Dynasty Warriors.
Plusy:
-To klasyczne musou w praktycznie każdym calu
-Ciachanie wrogów daje sporo frajdy
-Całkiem niezła oprawa graficzna
-Dużo dodatkowej treści dla chętnych
-Całkiem sporo mechanik przeniesionych z oryginalnych gier...
Minusy:
-...które tutaj nie zawsze się sprawdzają
-To klasyczne musou w praktycznie każdym calu
-Bzdurna, nieciekawa i pełna kretynizmów fabuła
-Para głównych bohaterów to osoby o jakich zapomnicie jeszcze zanim skończycie grę...
-...a i reszta jest całkowicie pozbawiona swojego charakteru
-Puste, nieciekawe mapy
-Tryb historyczny zrobiony mocno na odwal
-Aktywności poboczne to w większości te same zadania wykonywane w kółko
*Poszczególne śródtytuły to nazwy utworów z gier z serii Fire Emblem
Dodatkiem są tutaj mechaniki charakterystyczne dla serii Fire Emblem i do już dosyć (bo wbrew pozorom gry musou wymagają nieco myślenia) taktycznej rozgrywki postanowiono dodać coś jeszcze. Tak więc możemy chociażby rozstawiać nasze postacie po mapie taktycznej i wydawać im proste rozkazy czy łączyć poszczególne jednostki w pary gdzie jedną będziemy sterować, a druga czasami dołączy do nas w trakcie ataku specjalnego czy będzie działać jako swego rodzaju "tarcza", będziemy się także mogli przełączać pomiędzy nimi "w locie". Jednostki walczące w pobliżu siebie będą także wzmacniały swoje więzi, które na pewnym etapie zaowocują krótką scenką przerywnikową: dokładnie tak jak w Fire Emblem.
Źródło: https://cutt.ly/oyL1vWQ |
Wydaje się to wszystko zróżnicowane, problemem jest jednak to, że o ile poszczególne wyposażenie potrafi się znacznie od siebie różnić, tak postacie...już niekoniecznie. Jasne, animacje są nieco inne w zależności od tego kogo wybierzemy, ale walka każdą postacią posiadającą miecz czy łuk nie będzie się różniła przesadnie od tej, która posiada to samo. Kilka nowych animacji, lepszy model postaci, ale nie wiem jak wam, mi jednak Chromem czy Rowanem grało się praktycznie identycznie. Różnice pojawiają się jednak w statystykach i jeżeli gramy na normalu taką Corrin czy Ryomą możemy praktycznie wszystkie bitwy wygrać sami.
I to jest właśnie kolejny problem tej produkcji: jeżeli interesuje nas głównie fabuła to o ile jej długość jest całkiem ok (okolice 10 godzin) tak poziom trudności to już ma ona żaden. Jeżeli nie szukacie odmóżdżającej rozrywki na krótkie sesje lepiej od razu odpalcie grę na trudnym: tylko tam opłaca się kombinować, rozstawiać jednostki i w ogóle, no...myśleć. Nie lubię takiego sposobu projektowania poziomu trudności, kiedy to jedynie hard zapewnia mi jakieś wyzwanie. Easy powinno być dla osób chcących poznać fabułę, normal stanowić sensowne wyzwanie, a hard sprawić, że będę miał ochotę pogryźć pada. Kilka misji z takiego Attack on Tinta sprawiło, że musiałem naprawdę się postarać i kombinować, a i standardowe Dynasty Warriors potrafi czasami zmusić do wysiłku. No cóż: nie tutaj.
Źródło: https://cutt.ly/FyL2jOR |
Fight to Tomorrow
Graficznie jest jak najbardziej poprawnie. Wszystko jest pociągnięte lekkim cell-shadingiem, a postacie wyglądają tak jak swoje oryginalne odpowiedniki. Portrety postaci są wykonane poprawnie, ale bez szału: ot, solidna rzemieślnicza robota. Całość działa i wygląda całkiem nieźle zarówno w doku jak i w trybie handhelda (drobne spadki zdarzają się jedynie przy większej zadymie): grałem jednak głównie w tym pierwszym. Co ciekawe gra daje nam niczym NioH na PS4 możliwość wyboru: albo 30 klatek i wyższa rozdzielczość, albo 60 i nieco bardziej widoczne pixele. Sam grałem w tym pierwszym trybie, drugiego nawet nie sprawdzałem, ale fajnie, że twórcy dają nam w tym względzie wybór: wiem, że wielu ludzi w grach akcji ceni sobie niezachwianą płynność. Całkiem widowiskowe i porządnie wykonane są także dosyć liczne filmiki, są bowiem całkiem widowiskowe i przyjemnie się je ogląda.
Źródło: https://cutt.ly/OyL9sLs |
Don't speak her name!
Mogłem przez całą tą recenzję brzmieć niesamowicie negatywnie, ale nie zmienia to faktu, że niecałe 16 godzin jakie spędziłem z tą produkcją były całkiem przyjemne. Ja jednak lubię taki typ rozgrywki, a każde, nawet najgorsze musou u podstaw jest tym samym i zazwyczaj daje nieco frajdy z obijania twarzy tysiącom adwersarzy. Kwestią najważniejszą jest jednak to czy pod jakimś względem robi też coś więcej, czy to dając nam ciekawy setting czy wyjątkową oryginalną czy wściekle grywalną mechanikę. Fire Emblem Warriors nie robi jednak żadnej z tych rzeczy i dlatego polecam je tylko największym fanom marki: reszta niech lepiej poszuka czegoś innego w bogatym dorobku Omega Force, a w ostateczności wybierze nieśmiertelne Dynasty Warriors.
Plusy:
-To klasyczne musou w praktycznie każdym calu
-Ciachanie wrogów daje sporo frajdy
-Całkiem niezła oprawa graficzna
-Dużo dodatkowej treści dla chętnych
-Całkiem sporo mechanik przeniesionych z oryginalnych gier...
Minusy:
-...które tutaj nie zawsze się sprawdzają
-To klasyczne musou w praktycznie każdym calu
-Bzdurna, nieciekawa i pełna kretynizmów fabuła
-Para głównych bohaterów to osoby o jakich zapomnicie jeszcze zanim skończycie grę...
-...a i reszta jest całkowicie pozbawiona swojego charakteru
-Puste, nieciekawe mapy
-Tryb historyczny zrobiony mocno na odwal
-Aktywności poboczne to w większości te same zadania wykonywane w kółko
*Poszczególne śródtytuły to nazwy utworów z gier z serii Fire Emblem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz