Źródło: https://cutt.ly/WyUYOxf |
O serii Persona słyszałem już od dawien dawna, nigdy jednak nie miałem przesadnej ochoty się w nią zagłębiać. Przy okazji premiery oryginalnej piątki w końcu dałem szansę...i bardzo szybko się odbiłem. Wyszła jednak w końcu ta edycja Royal, a mnie w międzyczasie udało się ukończyć inną produkcję Atlusa: genialne Catherine. Uznałem, że skoro tamta produkcja była tak dobra, może warto dać szansę i kilka dodatkowych godzin Personie w nowej wersji? Jak pomyślałem tak zrobiłem i oh boy...ależ ja się z tego cieszę.
Mój pierwszy kontakt z piątą częścią Persony nie był przesadnie dobry. Stylowa oprawa graficzna, piękne menusy, design taki, że aż chce się na to wszystko patrzeć...ale to (a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało) tyle. Całe mnóstwo bezsensownego łażenia, tona możliwości z których gra przez ograniczenia (Morgana...) nie pozwala nam się cieszyć. Walka wyglądała może i widowiskowo, ale nie czułem w tym nic oryginalnego, a fabularnie zapowiadało się to wszystko na coś w stylu przeciętnego "szkolnego" anime z całym dobrodziejstwem inwentarza. Wszystko to złożyło się na to, że rzuciłem to wszystko w cholerę jeszcze przed ukończeniem pierwszego Pałacu, a na liczniku widniało marne 10 godzin.
Jestem świadomy tego, że każdy mówi, że gra nie rozkręca się porządnie przez pierwsze 20 godzin, a prawdziwie zaczyna się dopiero gdzieś tak w okolicach 40. Nie trafiały do mnie jednak takie tłumaczenia, bo niby dlaczego 40 z jakichś minimum 90 godzin potrzebnych na ukończenie gry miało by być w najwyższym razie średnie, to przecież praktycznie połowa gry. W wielu jRPGach byłem w stanie jednak to zrobić i przymknąć oko na wolny początek, ale tutaj to całe szkolne życie i budowanie więzi z postaciami odrzuciło mnie praktycznie na start. No nie byłem po prostu w stanie uwierzyć, że wszystkim aż tak bardzo się to podoba. Po ukończeniu FFVII Remake czułem jednak pustkę, którą trzeba było czymś wypełnić, a do Xenoblade Chronicles: Definitive Edition na Switcha jeszcze było wtedy daleko no i uznałem, że jednak zaryzykuję i Persona 5 Royal wpadła w moje łapy. Od tego czasu minął prawie miesiąc, a ja przegrałem 123 godziny, tytuł ukończyłem i co mogę powiedzieć...no myślałem, że to Xenoblade stanie się moją grą roku, a będzie miał jednak bardzo, ale to bardzo mocnego konkurenta.
I am thou, thou art I
Nie będę kłamał: moje początki z edycją Royal także były ciężkie. Gra co prawda nie zarzuca nas od razu toną mechanik i daje czas aby się ich nauczyć, ale przez kilka pierwszych godzin ciągle miałem wrażenie, że ja po prostu tracę czas. Nie ten w czasie rzeczywistym, ale ten growy, którym jesteśmy w pewien sposób ograniczeni. Codziennie miałem wrażenie, że mógłbym zrobić coś innego czy wykorzystać swój dzień lepiej (co nie zdarza mi się nawet w prawdziwym życiu...). Bałem się, że coś zepsuję, a przez to wszystko mocno utrudnię sobie drugą część rozgrywki: tą mającą miejsce w Metaverse. Kluczem było tutaj oduczenie się tego wszystkiego i porzucenie tych wszystkich myśli: kiedy w końcu zacząłem zachowywać się jak "typowy" uczeń, którym był mój bohater wszystko zaczęło składać się do kupy, a więzi z postaciami czy rozwój postaci przychodzić po prostu naturalnie. Świadomość tego, że gra nie ukarze mnie brakiem możliwości jej ukończenia i braku jednej słusznej ścieżki rozwoju był w tym względzie bardzo kojący. Jasne, mogłem sobie nie odkryć wszystkich social-linków (i tak, wiem, że w tej części nasi towarzysze są określani jako Confindants, ale będę się trzymał tego pierwszego, charakterystycznego dla serii nazewnictwa dla uproszczenia) czy nie rozwinąć postaci tak optymalnie jakby chciał i pominąć część treści...ale gra bez względu na wszystko pokaże mi i tak naprawdę dużo, co najwyżej w nieco innej kolejności.
Źródło: https://cutt.ly/vyUBUSO |
Przejdźmy może jednak do rzeczy, bo tak zarzuciłem was terminami i wrażeniami z produkcji zanim jeszcze przeszedłem do opisu czym tak właściwie Persona 5 jest. Chciałem jednak to wszystko z siebie wyrzucić na samym początku i mieć z głowy ewentualne negatywne wrażenia jakie gra może na was początkowo wywrzeć i wszelakie wątpliwości jakie mogą towarzyszyć początkowym godzinom rozgrywki osobom niezaznajomionym z serią, a taką byłem właśnie ja. Mamy tutaj bowiem do czynienia z tak nie do końca standardową grą jRPG, która poza toną rozwiązań charakterystycznych dla gatunku bierze sporo także z symulatorów randkowania, nieco z VNek oraz całkiem sporo...z Pokemonów.
Źródło: https://cutt.ly/IyIeoji |
Głównym bohaterem jest tutaj nazywany przez nas samodzielnie uczeń, który w wyniku bardzo niefortunnego zbiegu okoliczności został skazany na roczny wyrok w zawieszeniu. W tym celu został odesłany do Tokyo, gdzie trafia pod opiekę niejakiego Sojiro Sakury i ląduje w nowej szkole: Akademii Shujin. W drodze w wyniku jeszcze bardziej niefortunnych (a może i wręcz przeciwnie?) znajduje na swoim telefonie dziwaczną aplikację jaka daje mu dostęp do świata o jakim wcześniej nie miał bladego pojęcia: Meteverse. Spotyka tam dziwaczną, wynaturzoną projekcję swojego nauczyciela WFu i tylko cudem tak jemu jak i napotkanemu po drodze Ryujiemu udaje się uniknąć wydawałoby się niechybnej śmierci. Poznajemy tam też naszego nierozłącznego towarzysza dalszej podróży, wcale-nie-kota Morganę.
W ciągu kilku pierwszych godzin dowiemy się, że jeżeli ludzie posiadają głęboko zakorzenione pragnienia mogą wytworzyć miejsce zwane Pałacem, gdzie sami będą sobie panem i władcą. Są to miejsca, których wygląd w jakiś sposób ukazuje to jak postrzegają ważne dla nich miejsca, a w środku ujrzymy ich własne wersje - Cienie - będące wspomnianymi wcześniej szefami. Poszczególne pałace mogą się od siebie znaczenie różnić: od standardowego, no, pałacu aż po statek wycieczkowy czy bank.
Źródło: https://cutt.ly/byIebPv |
Naszą rolą w całym tym galimatiasie jest odmieniać serca ludzkie...tylko, że w sensie całkiem dosłownym. Włamujemy się, szukamy drogi do "skarbca" gdzie przetrzymywany jest największy skarb łotra jakiego akurat mamy na celowniku, wysyłamy mu ostrzeżenie w celu materializacji zdobyczy, kradniemy ją i bang: wredny nauczyciel nagle dostaje wyrzutów sumienia i wyznaje wszystkie swoje grzeszki.
Największą siłą piątej Persony jest nie jednak samo jej założenie i sposób w jaki jest podana, a to jakie problemy potrafi poruszyć. To nie (no dobra, trochę może i tak, ale ciii...) kolejna opowieść o ratowaniu świata, a o samym człowieku. Opowiada nam w zamian o tym co nam bliskie, ale w sposób niezwykły. Problem molestowania seksualnego, skorumpowani politycy czy rodzinne więzy to rzeczy o wiele nam w końcu bliższe (nawet jeżeli bezpośrednio ich nie doświadczyliśmy) niż kolejne kosmiczne wyprawy, wielkie i złe korporacje czy postapokaliptyczne światy. To naprawdę głęboka gra poruszająca wiele rzeczy w sposób niezwykle dojrzały.
Trochę mi żal tego, że wiele osób zignoruje ją przez dziwną stylistykę czy wyzierającą zewsząd "japońskość" wcale nie wynikającą z tego, że akcja gry ma miejsce w Tokio. Rozumiem to, że coś takiego może się nie podobać, ale kiedy słyszę teksty w stylu (a zdarza mi się je słyszeć aż nazbyt często niestety) "Coś takiego? Poważne? Stary, a ty w The Last of Us grałeś? W Wiedźmina grałeś? Tam to jest mrok, tam to jest krew, życie i powaga!". I żeby nie było, ja w żadnym miejscu nie piję do tych gier, nie chcę im niczego odebrać, z jakiegoś powodu w końcu zyskały tak ogromną popularność: chodzi mi tutaj o ludzi wypowiadających podobne słowa. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć dlaczego niby "mrok, krew, flaki, przekleństwa i seks" mają niby być oznaką gier dojrzałych. Dlaczego barwa, pełna kolorów i stylu gra nie może taka być? Dlaczego stylistyka gry musi się równać podejmowanej przez niej tematyki? Nie rozumiałem tego, nie rozumiem i chyba nigdy nie zrozumiem.
Źródło: https://cutt.ly/xyIpewl |
Nie ma jednak róży bez kolców i tak fabularnie Persona 5 Royal nie jest od nich ustrzeżona. Nie każdy Pałac jaki przyjdzie nam zwiedzić i osoba jakiej serce zmienić będą równie ciekawe i na poziomy genialne tak fabularnie jak i pod względem designu jak jacht Shido czy kasyno (nie powiem kogo bo to akurat całkiem duży spoiler) przypada taki bank Kaneshiro czy (ech...) stacja kosmiczna Okumury. Są momenty gdzie historia się ciągnie, a niektóre plot-twisty wydają się być bardzo mocno naciągane. Momentami odnosiłem wrażenie, że brakło czy to budżetu czy chęci i słynny już pałac (jak i cały wątek) Okumury za wyjątkiem zwrotu fabularnego na koniec zostały jak na moje wprowadzone nieco za szybko, gwałtownie i bez lepszego wprowadzenia. Potencjał był, nawet całkiem duży, ale co z tego skoro tak bardzo go spieprzono? I żeby nie było: stacja kosmiczna nie jest moim najbardziej znienawidzonym pałacem, bank nim jest. Matko, ale ja nienawidzę banku. No, ale tam przynajmniej nagrodzono nas fajną walką z bossem, a nie, no...Okumurą.
Pod koniec historia uderza też nieco zbyt wyraźnie w typowe jRPGowe tropy czyli tak na dobrą sprawę zaczynamy wszystko spokojnie od przysłowiowego "ratowania kotka", a kończymy na walce z Super-Bogiem czy innym Mega-Szatanem. Coś podobnego jest i tutaj. Normalnie może i byłbym nieco wkurzony, ale tutaj to wszystko jest zrobione tak dobrze, a ostatnie starcie z podstawki (do kontentu z Royal przejdziemy sobie sporo później) jest tak epickie, że lepiej trzymajcie pada nad poduszką, bo istnieje możliwość, że mimowolnie wypadnie wam z dłoni z wrażenia, a żuchwa opadnie tak nisko, że już jej nie podniesiecie. Tak, jest dobrze, bardzo. Podoba mi się też to jakie przesłanie zakończenie podstawowej wersji gry próbuje za sobą nieść, ale o ile lubię Japończyków za to jak często potrafią "przesadzić", mogliby się postarać o nieco mniej dosłowne SPOILER powiedzenie graczom "religia be". Nie mówię, że to źle, ale kiedy ostatni boss jest Wcale-Nie-Bogiem, jego ostateczny atak jakiemu się przeciwstawiamy nosi dosyć wymowną nazwę Rays of Control, a pokonujemy go zasadzając mu kulkę w łeb po przyzwaniu Wcale-Nie-Lucyfera...no to poziom dosadności tego co twórcy chcą nam przekazać jest chyba jeszcze nawet większy niż w przypadku Final Fantasy X KONIEC SPOILERA.
Źródło: https://cutt.ly/PyIsJhp |
Całość gry ogólnie próbuje nam powiedzieć "buntujcie się". Przeciwko niesprawiedliwości, złym zachowaniom, opresji. Nie siedźcie cicho, nie chciejcie wiecznie żyć pod pantoflem. Zauważajcie co się dzieje na około was, otwórzcie oczy, po prostu DZIAŁAJCIE. Dodatkowo ze wszystkiego tego dosyć dosadnie wybrzmiewa też motyw tego, że z problemami nigdy nie damy rady poradzić sobie w pełni sami, ale tak pierwszy jak i ostatni krok muszą zawsze należeć do nas. Do tego wszystkiego potrzeba tylko odrobiny wiary, musimy jednak sami wiedzieć w co chcemy uwierzyć. Jasne, możecie to wszystko odebrać inaczej niż ja albo po prostu cieszyć się historia, ale dla mnie to właśnie to co tutaj napisałem i co może tylko sam sobie dopisałem i wykoncypowałem było w całej tej historii najpiękniejsze.
Persona!
Gra się w to wszystko także niezgorzej. Ogółem to całość doświadczenia dzieli się tutaj na nasze codzienne szkolne życie i bardziej klasyczne jRPGowanie z turową walką i eksploracją. To pierwsze jest tutaj niezwykle rozbudowane, a my jako gracz mamy dostęp do wielu zróżnicowanych dzielnic Tokio jak chociażby słynna Akihabara czy Shinjuku, a w każdej co innego do roboty. Zagramy w rzutki, odwiedzimy klub jazzowy, pójdziemy do pracy dorywczej...no aż szkoda to wymieniać, tyle tego jest. Większość z tych aktywności rozwinie jakąś cechę naszej postaci, a tych jest pięć: uprzejmość, wdzięk, biegłość, odwaga oraz wiedza. Każda z nich wpłynie na to z jakimi postaciami będziemy mogli rozwijać więzy, a co za tym idzie zdobywać rozmaite bonusy mogące bardzo ułatwić nam walkę czy eksplorację. Do tego wszystkiego w miarę zdobywania kolejnych gwiazdek symbolizujących rozwój naszej więzi z daną osobą będziemy powoli poznawali jej historię i wewnętrzne, często mocno osobiste i niespodziewane rozterki. Tutaj drobna informacja co do treści z Royal i dostępu do trzeciego semestru: najszybciej jak tylko możecie rozwińcie na najwyższe możliwe poziomy doktora Marukiego, Yoshizawę oraz (tego ostatniego w miarę możliwości) Akechiego, inaczej całkowicie zablokujecie sobie dostęp do tej części fabuły.
Poprzednie części serii (na tyle na ile mi wiadomo) kiedy już kazały nam walczyć i eksplorować wrzucały nas w mocno losowe i monotonne lokacje. Tutaj nie ma o tym mowy, a sama eksploracja poszczególnych Pałaców to czyste złoto i o żadnej losowości nie ma tutaj mowy, wszystko jest rozplanowane i umieszczone ręcznie tam gdzie twórcy chcieli aby było, a wszystko ubarwia (ponoć dodana dopiero w Royal) przyjemna w użyciu linka z hakiem. Jesteśmy grupą złodziei także i miejsca w jakich będziemy się znajdywać są w większości solidnie strzeżone, gdzie do gry wchodzi prościutki i niestety nie zawsze zbyt dokładny system skradankowy. Każdego wroga możemy bowiem ominąć czy zajść z zaskoczenia dając sobie z marszu na start lepszą pozycję w walce czy po rozwinięciu odpowiednich social-linków chociażby zdecydowanie większy zastrzyk gotówki. Kiedy jednak damy się zauważyć licznik w rogu ekranu zacznie rosnąć, a my bardzo tego nie chcemy: im bliżej 100% tym mocniej utrudniamy sobie eksplorację. Starć jednak unikać bym nie radził, bo raz, że są dobre, a dwa, że za ich pomocą możemy "nałapać" sobie nowych, użytecznych Person.
Źródło: https://cutt.ly/QyIgPib |
No właśnie, same Persony. Na korzystaniu z nich polega praktycznie cały system walki, one obdarzają nas tak pasywnymi jak i aktywnymi umiejętnościami. Większość członków naszej drużyny na raz może korzystać co najwyżej z jednej, na stałe do nich przypisanej. Poszczególne Persony są (a przynajmniej mają być) swoistym odbiciem charakterów ich użytkowników i tak porywczy Ryuji otrzyma Kapitana Kidda, a Ann ponętną Carmen. Główny bohater jest jednak w tym względzie całkiem wyjątkowy, mogąc korzystać na raz z kilku i swobodnie w trakcie walki (czy też poza nią) się pomiędzy nimi przełączać. Nowe jednostki możemy zdobywać czy to próbując "złapać" je w trakcie walki czy mając już kilka udać się do Velvet Room i tam za pomocą narzędzi i fuzji dwóch już posiadanych wytworzyć sobie nową. Uwaga jednak, bo nie zawsze musimy otrzymać to czego oczekiwaliśmy. Nasze "stwory" możemy także wzmacniać czy zamieniać na przydatne przedmioty. Wszystkie są bazowane na mitologii, religii czy nawet literaturze i bardzo fajnie się obserwuje jak twórcy poprzekształcali znane nam kreatury czy postacie na swoją własną modłę.
Walka opiera się tutaj o klasyczny system turowy, ze szczególnym nastawieniem na wyszukiwanie słabych punktów naszych wrogów. Trafiając takiego wrażliwego na wiatr atakiem o takim żywiole damy sobie możliwość czy to dodatkowej tury czy w przypadku kiedy utrafiliśmy wszystkich wrogów w ten sposób: pertraktacji z nimi czy specjalnego, potężnego ataku kombinowanego z wykorzystaniem wszystkich dostępnych aktualnie członów drużyny. Do tego dochodzi także całe mrowie innych mechanik jak chociażby broń palna zadająca ogromne obrażenia, ale z limitem amunicji czy wprowadzone w edycji Royal specjalne ataki wykonywane przez dwie postacie zwane Showtime (potężnie, chyba nawet nieco za bardzo). Ogółem aby skutecznie grać trzeba wszystkie te systemy ogarnąć, ale i na dłużej raczej nigdzie nie utkniemy: na normalnym poziome trudności produkcja ta nie jest przesadnie wymagająca i sam zginąłem do kupy może ze 2 razy (a i to tylko i wyłącznie przez ogrom nieuwagi z mojej strony), nie licząc walki z Okumurą: tam jednak nie wynikało to z poziomu trudności, ale z niesamowicie irytującej formy starcia. Szukający wyzwania niech od razu odpalą jeden z wyższych poziomów trudności. Poza koniecznymi fabularnie wizytami nie zajdzie też raczej potrzeba grindowania postaci w Mementos (swego rodzaju "Pałacu wszystkich ludzi" przypominającym stację metra) aczkolwiek udać się do nich i tak raz na jakiś czas warto: raz, że ułatwimy sobie nieco grę pod koniec (i tak musielibyśmy przez nie chociażby przebiec), a dwa, że zadania poboczne polegające na "kradzieży serc" mniej istotnych osób nieposiadających własnych Pałaców także są bardzo przyjemne i będzie nas tam czekać i kilka fajnych walk i ciekawych mini-fabuł.
Źródło: https://cutt.ly/3yI0qjn |
To co zdecydowanie odróżnia Personę od innych przedstawicieli gatunku to wszechobecny STYL. Serio, dawno nie miałem okazji zagrać w coś co nie byłoby w każdym calu tak nie tyle dopracowane technicznie co zwyczajnie stylowe: od grafiki po muzykę. Nie usłyszymy tutaj bowiem standardowych jRPGowych kawałków, a ścieżka dźwiękowa ma swój własny styl, klimat i naprawdę idealnie pasuje do stylistyki całej reszty. Mamy tutaj pełno kawałków wokalnych, a motywy muzyczne poszczególnych Pałaców idealnie oddają to z czym będziemy musieli się tam zmierzyć. Sama grafika także jest fantastyczna, poszczególne miejscówki i dzielnice znacznie się od siebie różnią, a menusy...o matko, te menusy. Naprawdę, dawno nie spotkałem się z grą gdzie zwyczajne przeskakiwanie z menu do menu i przyglądanie się interfejsowi w trakcie walki było tak przyjemna, a wszystkie "skoki" w jego ramach tak płynne i widowiskowe same w sobie. Styl, styl, styl!
Opisuję tutaj jednak edycję Royal piątej Persony i niektórych z was mogą ciekawić też zmiany jakie zaszły...ale niestety nijak nie mogę wam tutaj pomóc. Był to mój pierwszy dłuższy kontakt z tą odsłoną i jedyne zmiany o jakich wiem to te o jakich wcześniej przeczytałem. Jedyne co mogę wam tutaj "potwierdzić" to dodatek linki z hakiem (jest wprowadzona tak sprawnie, że ciężko mi się obecnie wyobrazić jej brak), nowe postacie z jakimi możemy wejść w interakcję (doktor Maruki i uczennica pierwszego roku, Ksumi Yoshizawa) oraz chyba najważniejsze: cały trzeci semestr, kontynuujący fabułę oryginalnej gry i wyraźnie modyfikujący jej zakończenie.
Źródło: https://cutt.ly/LyI0ACU |
Nie będę tutaj wchodził w spoilery, ale powiem tyle, że w trzecim semestrze mamy do czynienia z naprawdę fantastycznym antagonistą (fan-ta-stycz-nym), ale jako całość...nieco mnie zawiódł. Wątek doktora Marukiego był świetny, a jego postać bardzo dobrze wpleciona w fabułę podstawki, ale już Yoshizawa wydawała mi się dodana jakoś tak...na siłę? Nie czułem tej postaci, wątek jej dotyczący był nudny, a social-link ani nie szokował ani nie wzruszał. Sama w sobie jest bardzo sympatyczną postacią, ale to...tyle. Dalej też będę uparcie twierdził, że spokojnie można było dodać to wszystko jako DLC, a nie kompletnie osobną edycję. Trzeci semestr to naprawdę ciekawa historia ze świetnym antagonistą, ale jak dla mnie widać, że jest dopchnięty nieco na siłę, nie był planowany od początku i w wielu miejscach (szczególnie wcześniej w grze) mocno widać wszelakie szwy. Dalej jest to jednak jakieś 20 godzin niesamowicie przyjemnej rozgrywki, zakończonej świetną walką z bossem. Nie tak dobrą jak w podstawce, ale na pewno o wiele bardziej emocjonalną, przynajmniej ze mną samo jej zakończenie rezonowało bardzo mocno.
Throw away your mask
Jako całość nie żałuję ani grosza wydanego na Personę 5 Royal. Jest to genialna i w praktycznie każdym calu dopracowana produkcja. Świetna fabuła, ciekawe postacie i poruszanie ważnych społecznie tematów, często będącymi tabu w tym medium. Do tego wszystkiego klasyczny jRPGowy gameplay, podany nam jednak w tak ciekawy sposób, że nie da się przy tym nie bawić gorzej niż znakomicie. Nie zmienię zdania na temat tego, że aby cieszyć się "pełnym" doświadczeniem osoby jakie zakupiły podstawkę muszą kupić drugi raz tą samą produkcję, ale w ulepszonej wersji i nie jest to zachowanie jakie bym pochwalał. Jest jednak popyt, a więc i podaż. Wszystkim jednak jacy nie mieli jeszcze okazji zagrać z całego serca polecam edycję Royal, jest warte każdego grosza jakiego twórcy sobie za niego wołają. FFVII Remake zostało zdetronizowane, a Xenoblade Chronicles: Definitive Edition będzie miało naprawdę ciężką przeprawę przed sobą chcąc zdetronizować w moim prywatnym rankingu Personę. Bierzcie i grajcie, czeka na was jakieś 120 godzin wspaniałego doświadczenia, kto wie czy nie najlepszego od lat.
Plusy:
-Fantastyczna fabuła
-Cały panteon świetnie napisanych postaci
-Absolutnie genialny antagonista w trzecim semestrze
-Przyjemna eksploracja
-Prosta w założeniach, ale bardzo przyjemna walka
-Całe mrowie dodatkowych aktywności
-Styl, styl i jeszcze raz styl: w każdym aspekcie gry
-Świetnie zaprojektowani bossowie...
Minusy:
-...no i Okumura
-Część nowości z Royal jest wprowadzona "tak sobie" (Yoshizawa)
-Kilka niepotrzebnie przedłużonych wątków...
-...i kilka takich, którym przydałoby się więcej czasu antenowego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz