Źródło: https://cutt.ly/vgcl4BB |
Serii Ys nigdy nie udało się przebić do świadomości graczy w Europie. Ba, nawet w USA, gdzie japońskie produkcje są popularne o wiele bardziej, nie każdy jest z przygodami Adola Christina zaznajomiony. Sam do mniej więcej 4-5 lat temu nie byłem. Tym bardziej chcę zwrócić waszą uwagę na Ys VIII: Lacrimosa of Dana.
Seria Ys jest już dosyć wiekowa, pierwsza część wyszła bowiem w odległym 1987 roku. Jeżeli ta data wam coś mówi, to nie bez powodu: tak, był to także rok premiery pierwszej odsłony Final Fantasy. Teraz powiedzcie sobie szczerze: ilu z was słyszało o Finalu, a ilu o Ys? A jeżeli już znacie obie, to ile możecie mi powiedzieć o tej pierwszej, a ile o drugiej? No właśnie.
Do naprawdę niedawna sam byłem dokładnie taki, ale później odpaliłem Ys Origin i przepadłem. Wciągnęła mnie dynamiczna rozgrywka oraz świetna muzyka i byłem bez problemu w stanie przymknąć oko na niedzisiejszą grafikę i mierną fabułę. Proste zasady, zrównoważony poziom trudności, świetnie zaprojektowane walki z bossami. Nie mogłem więc odpuścić sobie ósemki, która zebrała naprawdę świetne opinie. Port PC był jednak "taki-se", a więc zaczekałem trochę na łatki i rzuciłem się na grę. I moi mili, wam też radzę zrobić dokładnie to samo.
Wyspa skarbów
Fabuła ósmej odsłony serii zaczyna się kiedy główny bohater - wspomniany już na wstępie Adol - po ataku tajemniczego potwora na statek, rozbija się wraz z resztą załogi u brzegu bezludnej wyspy. Po zawiązaniu współpracy ze szlachcianką Laxią i rybakiem Sahadem udają się w poszukiwaniu pozostałych rozbitków i sposobu na wydostanie się z nieprzyjemnej sytuacji. Szybko odnajdują kapitana Lombardii - Barbadosa oraz dowiadują się, że wylądowali na legendarnej, przeklętej wyspie Seiren. Nasza ekipa po czasie zakłada niewielką osadę i właśnie do niej przyjdzie nam wracać, jej chronić i z niej wyruszać coraz dalej, odkrywając tajemnice miejsca w jakim przyszło nam próbować przeżyć.
Źródło: https://cutt.ly/egno8n7 |
Nie będę zdradzał wam wiele więcej, bo i wbrew temu czego się spodziewałem, fabuła w YS 8 od pewnego momentu naprawdę mnie wciągnęła. Co na wyspie robią przypominające dinozaury istoty, jakie dawno powinny wyginąć? Dlaczego nie możemy się z niej wydostać? I kim jest, kurde, Dana? Historia przybiera kilka naprawdę niespodziewanych obrotów i warto poznać całość samemu.
Poza główną historią mamy też nieco "personowe" czy też "fire emblemowe" rozwijanie więzi z kolejnymi mieszkańcami założonej przez nas osady. Poprzez wykonywanie dla nich zadań pobocznych czy ofiarowywanie drobnych podarków, Adol może rozwinąć z każdym osobna więź, a każdy kolejny "szczebel", da nam dodatkowe informacje o postaci czy scenkę dialogową. Warto postarać się rozwijać przyjaźnie z każdym, dzięki temu dowiemy się często naprawdę ciekawych rzeczy o ich przeszłości. Mnie szczególnie spodobała się chociażby historia Hummela. Gra daje nam często w trakcie czy to tych rozmów - czy też tych dziejących się w ramach głównego wątku - możliwość wyboru konkretnej opcji dialogowej, ale nie nastawiajcie się tutaj na nieliniowość: wszystko w gruncie rzeczy prowadzi do tego samego, co najwyżej reakcja rozmówcy będzie minimalnie inna. Trochę szkoda, że nie wykorzystano tego nieco bardziej.
Źródło: https://cutt.ly/Qgna1H6 |
Całość ma też aż trzy zakończenia: złe, dobre i "prawdziwe". Jak już wspomniałem, wybrane opcje dialogowe nie wpływają na to jakie ujrzymy, ale już reputacja tak. W miarę zwiększania więzi z postaciami, wykonywania zadań pobocznych i postępów w fabule, będziemy mogli zwiększyć licznik reputacji, a jest on dosyć szczwanie ukryty w dzienniku (zakładka "help"). Jeżeli będzie on poniżej 100: zobaczymy złe zakończenie. Powyżej tej liczby skutkuje zobaczeniem dobrego, a 200: pełnego i najlepszego. Warto zebrać się w sobie i powalczyć o to "prawdziwe". Będziemy musieli w tym celu co prawda nieco więcej poeksplorować i uważnie wykonywać poboczniaki (niektóre po czasie znikają), ale warto. Tylko ono bowiem kończy definitywnie wszystkie wątki i tłumaczy niejasności. No i oferuje dodatkową walkę z bossem i około godzinki grania. O złe zakończenie, przynajmniej dopóki nie będziecie przez grę biec jak szaleńcy, raczej się martwić nie musicie.
Zadziwił mnie mocno motyw przewodni gry, bo tym razem postawiono na próbę opowiedzenia nam o...ewolucji. Bez zbędnych spoilerów mogę powiedzieć, że z czasem na ten właśnie aspekt opowiadanej historii, będzie kładziony coraz większy nacisk. Siłą rzeczy całość bardzo (bardzo, bardzo, bardzo, bardzo) uproszczono, ale naprawdę ciekawie udało się podejść do tematu. Co prawda z czasem wszystko uderza w typowo "animowe" motywy, ale jakoś trzeba było wszystko zawiązać i doprowadzić do widowiskowej konkluzji: za prosto i "naukowo" być nie mogło.
Źródło: https://cutt.ly/Vgndpso |
W YS nie gra się jednak dla fabuły, a dla dynamicznej rozgrywki, świetnych starć z bossami i charakterystycznej dla chyba wszystkich produkcji Nihon Falcom, cudownej muzyki. Zacznijmy może od tego pierwszego, bo więcej niż rozmawiać, będziemy walczyć i eksplorować. Wyspa Seiren jest podzielona na poszczególne - niestety stosunkowo niewielkie - sektory. Nie od początku będziemy mieli dostęp do każdego, część odblokujemy fabularnie, a kilka jest całkowicie opcjonalnych i w celu dostania się do nich trzeba będzie odnaleźć większą liczbę członków załogi (bo tak, nie musimy uratować każdego). Fabularnie YS 8 co prawda przegoni nas przez większość wyspy, ale kilka naprawdę ciekawych miejscówek pozostanie poza naszym zasięgiem...no, dopóki naprawdę nie będziemy chcieli się tam dostać.
W trakcie eksploracji wszystkie nasze postacie dzielą ten sam zestaw ruchów, a ten poza standardowym zestawem typu skok i przewrotki, rozszerzany jest przez znajdywany co jakiś czas dodatkowy ekwipunek. Postacie w błocie poruszają się wolno, niczym ja zabierający się do nauki w trakcie sesji? No to załóżmy im buciory. Tlen pod wodą za szybko się kończy? Na to też z czasem znajdziemy rozwiązanie. YS zachęca do odwiedzania raz już widzianych lokacji, bo zawsze znajdziemy tam coś nowego czy ciekawego.
Źródło: https://cutt.ly/dgndUy8 |
Sama walkę cechuje niesamowita dynamika, a przy tym o wiele większa niż w takim Origin mobilność. Po ekranie będziemy skakać, turlać się i wywijać "dzikie pląsy" praktycznie co starcie. Nie jest to poziom widowiskowości rodem z japońskich slasherów, ale stanowi zdecydowany krok w przód względem poprzedniczek. Do każdego przeciwnika musimy dopasować odpowiednią "kontrę" spośród naszych postaci. Działa to mniej więcej tak, że kiedy nad przeciwnikiem pojawia się czerwona ikonka, to skuteczniejszy będzie bohater z taką samą przy swoim portrecie, tak samo w przypadku ikonki zielonej i żółtej. Członkami naszej drużyny możemy w trakcie walki swobodnie "żonglować", a jeżeli chcemy walczyć efektywnie będzie to wręcz mus, a przy bossach wręcz obowiązek. No i dzięki temu też nie ograniczymy się do grania samym tylko Adolem. Ja szczególnie upodobałem sobie okładającą wrogów czymś w rodzaju ogromnych maczug Ricottę, oraz strzelca Hummela.
Źródło: https://cutt.ly/UgndGzx |
Walki z "szefami", tradycyjnie już są naprawdę świetnie wykonane. Jeszcze raz odnosząc się do Origin powiem, że tam same starcia co prawda zrobiły na mnie większe wrażenie, ale i ósemka nie ma się czego wstydzić. Trochę jednak zawiódł mnie ich design: pod tym względem można było się postarać bardziej, a wyszło (przynajmniej moim zdaniem) bardzo nijako. Samym starciom pod względem mechanik nic jednak do zarzucenia nie mam. W nich zresztą zrobimy główny użytej z "przełamywania" obrony, czyli ogłuszenia wroga po napełnieniu specjalnego paska, oraz perfekcyjnych uników i bloków, które działają podobnie do tych z chociażby Bayonetty, chwilowo spowalniając czas i ruchy wroga.
Poza okładaniem setek wrogów, Ys 8 oferuje graczowi także całkiem sporo innych atrakcji. Połowimy więc ryby, weźmiemy udział w rozbudowie mechanizmów obronnych wioski - i tym samym w prostym zadaniu polegającym na jej ochronie - czy skorzystamy z prostego craftingu. Innymi słowy jest co robić i przez około 60 godzin jakie spędziłem z tą produkcją, ani przez chwilę nie poczułem znużenia. Zaznaczam jednak, że jeżeli sama walka się wam nie spodoba możecie sobie raczej odpuścić: fabuła nie jest AŻ TAK dobra, a muzyki (a warto) można odsłuchać na YouTube. Wspomniany przeze mnie czas przejścia osiągnie taką liczbę tylko zakładając, że wyeksplorujecie wyspę praktycznie do cna, robiąc przy okazji większość zadań pobocznych. Jeżeli interesuje was tylko główny wątek, spokojnie zmieścicie się w jakiś 30 godzinach. Acha, no i jeżeli szukacie jakiegoś wyzwania to od razu odpalcie jeden z wyższych poziomów trudności: normal wam go nie zapewni.
Źródło: https://cutt.ly/1gnImrH |
Wspomniałem już o muzyce, a ta jak zawsze w grach Falcomu wyrywa z kapci. Przez większość czasu jest bardzo dynamicznie, nawet w trakcie zwyczajnej eksploracji. Gra potrafi też jednak zaskoczyć spokojniejszymi rytmami, gdzie motyw przewodni (ten znany chociażby z animacji otwierającej) może "uderzyć w uczucia". Graficznie jest...no ok. To produkcja jeszcze z PlayStation Vita, a więc nie miałem dużych oczekiwań, a jak na przenośniaka Sony i tak jest nieźle. No i bądźmy szczerzy: Ys nigdy grafiką nie stały. Jeżeli oczekujecie wodotrysków wizualnych: nie ten adres.
Darwin byłby dumny
Ósma odsłona serii Ys jest grą, którą na oku powinien mieć każdy fan japońskich RPG akcji. Zapewni wam co najmniej 30 godzin fantastycznej rozgrywki, nie przytłoczy toną skomplikowanych mechanik i wciągnie przedstawioną historią: przynajmniej jeżeli dacie jej się rozkręcić. W tekście nie wspomniałem celowo za wiele o kilku rzeczach (główni związanych z fabułą), abyście mogli sami je odkryć i dać się zaskoczyć, bo tytuł ten ma do zaoferowania pod tym względem więcej niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Czy jest to gra warta pełnej ceny, niczym za tytuł AAA? Raczej nie. Czy pomimo wszystko Ys IX we właśnie takiej kupię od razu na premierę? Jasne, że tak.
-Wyspę Seiren aż chce się eksplorowac
-Ciekawa fabuła, nawet jeżeli początek wcale tego nie zapowiada
-Praktycznie zerowe wyzwanie na standardowym poziomie trudności
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz