sobota, 19 czerwca 2021

Grimgar: Ashes and Illusions - z popiołów [RECENZJA - CHIŃSKIE BAJKI]

Źródło: https://tiny.pl/r3k6s

Swego czasu Sword Art Online zapoczątkowało modę na "RPG isekaie", gdzie grupka młodych bohaterów zostawała wrzucona do rządzącego się zasadami niczym z gry video świata. Nie było co prawda pierwsze - daleko mu do takiego - ale naprawdę duży boom na tego typu produkcje rozpoczął się mniej więcej wtedy, a widzowie powoli zaczynali czuć przesyt tematem. Fajnie więc, że powstało takie Hai to Gensou no Grimgar, które wniosło lekki powiew świeżości do zatęchłej formuły.

Jeżeli choć odrobinę interesujecie się anime, wiecie, że z sezonu na sezon dostajemy co najmniej kilka produkcji przedstawiających przygody osoby przerzuconej do całkowicie obcego sobie świata, która musi szybko nauczyć się tam żyć, a przy okazji okaże się kimś dla jego losów diablo istotnym. Zazwyczaj - aczkolwiek nie ma co mówić, że zawsze - są to światy wzorowane na grach fantasy, z mechanikami, jakimi takie gry się rządzą. Czasami twórcy wynajdą coś innego lub zwyczajnie fajnego (Re:Zero, Tensura czy fenomenalne Mushoku Tensei, które to zresztą wiele z tych klisz do gatunku wprowadziło...ale matko, jak dobrze to zrobiło. Nie dziwi utworzenie nowego studia specjalnie do jego adaptacji anime), ale zazwyczaj lecą po linii najmniejszego oporu. Mamy więc "klasy postaci", "levele" czy "raidy", a wszystko oczywiście przedstawione tak, jakby miało być autentyczną częścią świata.

Źródło: https://tiny.pl/9hr8m

Na tle wspomnianych wyżej dzieł, Hai to Gensou no Grimgar pozornie...wcale się nie wyróżnia, bo absolutnie wszystko, o czym wspomniałem, tutaj (w tej czy innej formie) jest. Mamy grupkę młodych ludzi, jacy znaleźli się w całkowicie nowej rzeczywistości - tytułowym Grimgarze - nie pamiętając skąd się tam wzięli i co tak właściwie mają zrobić. Z czasem zresztą utracą nawet i te resztki wspomnień, jakie im jeszcze pozostały (całkiem wygodne rozwiązanie: skupiać się na "tu i teraz", a nie "poprzednim życiu"). Pokrótce zostają im wytłumaczone zasady jakimi świat się rządzi i cyk: działajcie. 

Teraz - gdybyśmy mieli do czynienia z nieco bardziej standardowym isekaiem - bohaterowie okazywaliby się przekoksami, którzy mają wszystko "na strzała" i w efekcie świat/kraj/czyjeś życie spoczywałoby na ich barkach. Tutaj jednak...takie rzeczy idą robić inni. Nasz sześcioosobowy "dream-team" wybiera więc pasujące sobie role. Manato zostaje przywódcą i kapłanem, Yume łowczynią, Haruhiro łotrzykiem, Moguzo potężnym tankiem, Ranta Mrocznym Rycerzem (pozwoliłem sobie tak przełożyć Dread Knight) a Shihoru czarnym magiem. Teraz pozostaje tylko...próbować przeżyć z dnia na dzień.

Źródło: https://tiny.pl/9hrb5
Źródło: https://tiny.pl/9hrv7

W Hai to Gensou no Grimgar brakuje wartkiej akcji, tony śmiechu i poczucia przygody. W zamian dostaniemy swoiste okruchy życia w sosie fantasy, z bohaterami przypominającymi nieco chucherkowate postacie, jakie tworzymy, zaczynając sesje w jakiegoś papierowego RPG w stylu Dungeons & Dragons czy Warhammera. Wyczynem będzie tutaj pokonanie słabiutkich goblinów, a większość czasu spędzimy, obserwując przepięknie namalowane widoczki, słuchając niesamowitej ścieżki dźwiękowej i po prostu śledząc codzienne perypetie protagonistów. 

Wiele osób przy okazji premiery w 2016 - bo o ile całość obejrzałem niedawno, tak śledziłem już wcześniej, nawet spojrzałem na odcinek czy dwa - mocno narzekała na wolne tempo historii i ogólną ślamazarność. A to przecież największe plusy Grimgara! Opowieść jest bardzo nostalgiczna, nieśpieszna, spokojna. Twórcy z A-1 Pictures (i autor oryginalnej powieści) dają nam się rozsmakować w tym świecie, poczuć go. Nic tutaj nie pędzi na złamanie karku, dając nam czas zżyć się z bohaterami i poczuć częścią ich ekipy. Także śmierć jest tutaj odarta z pietyzmu i dramaturgii, a po prostu...dzieje się i chwilę później trzeba ruszyć dalej. Bez podniosłej muzyki, wielkiego poświęcenia, epickości. Puf, nie ma człowieka. 

To samo zresztą tyczy się wrogów, bo Grimgar świetnie pokazuje, jak moralnie niejednoznacznym - i wcale nie tak prostym - jest odebranie życia "ot, takiemu goblinowi, to przecież zwyczajny potwór". Wystarczy pokazać wrogów spędzających spokojnie razem czas, grających w szachy czy powoli przysypiających gdzieś tam w leśnych ostępach. Nikogo nie atakują, nikomu nie wadzą i puf: wyskakuje na nich zgraja nastolatków. Oczywiście my cały czas - czy to przez inne wydarzenia, czy zwyczajnie perspektywę widza - wiemy, że w gruncie rzeczy bohaterowie robią, co muszą, ale fajnie, że nie ograniczono ich przeciwników do bezmyślnych monstrów.

Całość jest ogółem poprowadzona na tyle zgrabnie, że nawet pomimo bycia zaledwie reklamą powieści - na drugi sezon raczej nie ma co obecnie liczyć - nie czuć tego, abyśmy zostali pozostawieni z chamskim cliff-hangerem. Ot, zekranizowana jedną, konkretną część powieści, wycinając (podobno, nie mogę tego potwierdzić, materiału źródłowego nie znam) niepotrzebne wątki i wszystko ładnie skonkludowano, a zakończenie satysfakcjonuje. Poczułem się zachęcony do sprawdzenia oryginału, a nie zmuszony: tak właśnie powinno być zawsze.

Źródło: https://tiny.pl/9hrzp
Źródło: https://tiny.pl/9hrz5

Nie da się też przejść obok Hai to Gensou no Grimgar, nie zachwycając się prze-cu-dow-ną oprawą audio-video. Przypominające rysowane olejnymi farmami czy świecowymi kredkami tła, co chwila cieszą oczy. Jesteśmy przez to w stanie je (w sensie oczy) przymknąć na nieco "tak-sobie" animowane walki czy ogólną "statyczność". Uwierzcie, kiedy zobaczycie widoczki jak na screenach w tym tekście, a w tle zacznie przygrywać ta cudowna muzyka...to człowiek zwyczajnie czuje się dobrze. Tak zwyczajnie i po ludzku, czułem wtedy, że jest mi jakoś tak...błogo. I niech sobie to żyćko dalej trwa, a ja mam piękny widoczek i ładną piosenkę i mogę na to patrzeć cały boży dzień. Obrana stylistyka zwyczajnie idealnie pasuje do samej opowieści i ciężko mi sobie wyobrazić całość w ogóle mogącą wyglądać inaczej.

Przez to jak całość jest skupiona na tym jednym i stosunkowo małym wycinku świata przedstawionego, ciężko mi znaleźć jakieś poważniejsze wady całości. Kilka postaci zostało co prawda zepchniętych nieco na margines i ich wątki są zdecydowanie mniej prominentne niż np. Haruhiro (który tutaj zdecydowanie wyrasta na głównego bohatera), ale jak widać, musieliśmy ponieść w ten sposób koszt niewielkiej liczby odcinków. Trochę irytował mnie momentami fanserwis, który strasznie gryzł mi się z powagą opowieści. Niby jest obecny w tej czy innej formie w dużej części anime, ale nie wszędzie pasuje. Całe szczęście, że tutaj było go zwyczajnie niewiele, na tyle jednak dużo, że warto to odnotować. Pod koniec całość też nieco niebezpiecznie zaczęła skręcać w stronę typowego "a może jednak bohaterowie to wymiatacze?", ale wróciła na szczęście na właściwe tory. 

Źródło: https://tiny.pl/9h9x7
Źródło: https://tiny.pl/9hr3f

Żałuję trochę, że odpuściłem oglądanie Hai to Gensou no Grimgar w tym 2016 roku. Nadrobiłem to co prawda teraz, ale przez te kilka lat przed nosem uciekało mi naprawdę świetne anime. Nieco inne od reszty isekaiów, powolne, spokojne i dające widzowi czas na rozluźnienie, umiejąc też emocjonalnie "przywalić" kiedy trzeba. Ze swojej strony zdecydowanie polecam, a 12 odcinków to na tyle niewiele, że nawet jeżeli wam nie spodoba się aż tak bardzo, jak mi, wiele czasu nie stracicie.

Tytuł polski/angielski: Grimgar: Ashes and Illusions
Tytuł oryginalny: Hai to Gensou no Grimgar
Rok produkcji: 2016
Typ: seria TV
Czas trwania odcinka: 24 minuty
Studio odpowiedzialne za produkcję: A-1 Pictures

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz