Źródło: https://tiny.pl/7v5jf |
Pixar to zrobił. Znowu.
Ja nie wiem. Są tacy twórcy jacy po prostu nie zawodzą, a należący do Disneya Pixar nie zrobił tego chyba jeszcze nigdy. Nawet te ich "gorsze" filmy, to często jest poziom, na jaki wielu innych po prostu nie da rady doskoczyć. Nie jestem fanem Iniemamocnych 2, ale na nich też leciałem do kina z wywieszonym jęzorem. Wiedziałem, że nawet jeżeli mnie zawiodą, to i tak będą co najmniej bardzo dobrym filmem. I wiecie co? Nie myliłem się. Nawet pomimo dostania powtórki z części pierwszej, bawiłem się na seansie jak małe dziecko i znowu byłem 6 latkiem, oglądającym jedynkę na kasecie VHS u cioci w pokoju, siedząc na dywanie. Toy Story 4 tak samo, nawet pomimo tego, że jak dla mnie niepotrzebnie spróbowało dodać "kropkę nad i", po świetnej moim zdaniem trójce, wyglądało absolutnie zjawiskowo i obejrzałem je z ogromną przyjemnością.
Ludzie z Pixara jednak najbardziej błyszczą, kiedy pozwoli im się pracować nad nowymi markami. Coco, W głowie się nie mieści czy najnowsze Naprzód: takie filmy zapamiętamy najlepiej. Kto z was nie płakał widząc tytułową Coco okazującą tęsknotę za tatą na początku filmu? Nie zaczęły mu się pocić oczy kiedy Railey żegnała swojego zmyślonego przyjaciela, albo Bogdan po raz ostatni zobaczył tatę? Każdy tutaj będzie miał jakiś taki "swój", trafiający prosto w serducho moment.
Wszystkie te filmy na dodatek są skrojone tak, że świetnie będą się na nich bawili zarówno małe dzieci, jak i stare koniec. Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie, a dla wszystkich tych ludzi inne elementy będą tymi, jakie spowodują opad żuchwy. Dalej jednak da się większość animacji Pixara jako tako podzielić na te, które są adresowane bardziej do dzieci i te dla nieco "starszej" widowni. Co w duszy gra zdecydowanie wpada do tej drugiej kategorii.
Źródło: https://tiny.pl/7v5pf |
Joe Gardener jest nauczycielem muzyki w szkole średniej. Marzy jednak o możliwości spełniania się jako muzyk, nawet pomimo sprzeciwów ze strony swojej rodziny, która wolałaby, aby w końcu dostał przysłowiową "umowę o pracę". W końcu nasz bohater otrzymują tą jedną na milion szansę, jak już jednak ze zwiastunów zapewne wiecie: cały w euforii "nie patrzy pod nogi" i wpada do studzienki kanalizacyjnej. A tym samym...umiera.
Nie trafia jednak z marszu w Zaświaty, a "zbaczając nieco z drogi", ląduje w Przedświatach: miejscu gdzie jeszcze nienarodzone dusze otrzymują swoje cechy charakteru przed wylądowaniem na Ziemi. W wyniku kilku zbiegów okoliczności pod opiekę Joego trafia właśnie jedna taka dusza: Numer 22. Jego w tym teraz rola, aby przebudziła się w niej "iskra", ostateczna cecha, swoisty "konik", jaki pozwoli jej "zacząć naprawdę żyć".
Źródło: https://tiny.pl/7v5pb |
Mniej więcej w tym momencie Co w duszy gra odpuszcza sobie to czy młodsza część widowni coś zrozumie. Wszystko dalej co prawda jest jasne i klarowne, a sama historia prosta, ale przekaz nie będzie dla milusińskich aż tak oczywisty jak chociażby Coco. I to nie jest nagle tak, że historia nabiera patosu, bo jej największym plusem jest właśnie to, że nie nabiera. Przeciętnie rozgarnięty widz - także dziecko - nie będzie miał problemu ze zrozumieniem niczego, ale przy tym jeżeli szukacie niczego więcej niż "haha, wywrócił się, to śmieszne", to nie ten adres. I bardzo dobrze.
Co w duszy gra opowiada bowiem o rzeczach prostych, ludzkich i to właśnie w taki...prosty i ludzki sposób. Bo to - jak zapewne większość z was się spodziewała - nie jest opowieść o śmierci, ale o życiu. O byciu na nie gotowym i próbie doświadczania go w pełni. Bo życie to zarówno nasz wielki koncert, jak i lizak otrzymany u fryzjera. Zamiana pracy i spadający z drzewa listek. I jak podniośle i może pretensjonalnie bym tego nie próbował napisać, Co w duszy gra mówi o tym wszystkim w sposób lekki, przyjemni i zrozumiały, bez patosu, bez zadęcia. Nie stroni od żartów ze szczerości Abrahama Lincolna czy (chyba jednego z moich ulubionych gagów) wystawiania na próbę cierpliwości duszy Matki Teresy. Ogólnie kilkukrotnie szczodrze zaśmiałem się przed ekranem ("Tetris" - będziecie wiedzieli o co chodzi 😉). Znajdzie się tutaj miejsce zarówno dla żartów z gadającego kota, jak i rozmyślań o sensie życia. Pixar jak nikt inny umie opowiadać o tych sprawach poważnych w taki sposób żeby każdy zrozumiał i każdy coś po seansie z tego wyniósł. Ale też czego innego spodziewać się po Petcie Docerze, reżyserze Odlotu i W głowie się nie mieści. I o ile fanem tego drugiego ogromnym nie jestem - ale je cenię - tak Odlot to emocjonalna jazda bez trzymanki.
Źródło: https://tiny.pl/7v547 |
Całość nie mogłaby się obejść także bez, klasycznie już dla Pixara, fenomenalnej oprawy audiowizualnej. Szczegółu urywają tutaj czapki z głów, a przy tym wszystkim potrafi być dosyć nietypowo, bo i same przedświaty mają ten swój charakterystyczny styl, szczególnie postacie Jerrych. Rozpisywać się jednak o tym nie ma co: sami dobrze wiecie jak filmy od tej wytwórni świetnie wyglądają. Brakuje tutaj przepychu Coco, nie jest tak barwnie, ale szczegółowo jak najbardziej. Po prostu nieco "dojrzalej", z braku lepszego określenia.
Skoro głównym bohaterem jest muzyk jazzowy, to ścieżka dźwiękowa nie mogła być mniej niż genialna. Za skomponowanie jazzowych kawałków wziął się Jon Batiste, a za resztę odpowiadają w większości Trent Reznor oraz Atticus Ross. Chyba nie muszę mówić, że całość jest ucztą dla uszu?
Świetnie wypadają także angielskie głosy postaci, szczególnie Jamie Foxx jako Joe oraz Tina Fey w roli Numeru 22. W Polsce obejrzymy film z polskim dubbingiem, ale jego jakości nie ocenię: do kin u nas Co w duszy gra trafi dopiero 29 stycznia. No, zakładając, że do tej pory się te przybytki otworzą.
Źródło: https://tiny.pl/7v54v |
Tytuł polski: Co w duszy gra
Tytuł oryginalny: Soul
Reżyseria: Pete Docer
Studio odpowiedzialne za animację: Disney Pixar
Rok produkcji: 2020
Czas trwania: 100 minut
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz