Źródło: https://tiny.pl/7vxn7 |
Wielu z was zapewne jest zaznajomionych z fantastycznym Ni no Kuni. Część z was może też wie, że dostało ono naprawdę mocno przeciętną adaptację anime, która w żadnym miejscu nie oddawała ducha gier. A wystarczyłoby żeby twórcy podejrzeli nieco u autorów Napping Princess.
No dobrze, może nieco przesadziłem, ale swoich słów jednak nie odszczekam. Napping Princess jest pozycją, jaka dała mi poczucie oglądania "Ni no Kuni: The Anime" o wiele bardziej niż jego pełnoprawna adaptacja. Tam gdzie ono usilnie - i z marnym skutkiem - próbowało przenieść magię gier na ekran, tam z luzem, próbując po prostu stworzyć fajny film, ludzie ze studia Signal.MD dali nam to czego twórcy z OLM (Oriental Light & Magic) nie dali. Magię na ekranie.
Źródło: https://tiny.pl/7vczt |
Kokone Morikawa jest najnormalniejszą w świecie dziewczyną i mieszka w malutkim domu razem ze swoim tatą, mechanikiem samochodowym. Często jednak zdarza jej się "przysypiać" i przenosi się wtedy w magiczną krainę snów: do Heartlandu. Jest to miejsce, gdzie praktycznie wszystko kręci się wokół samochodów, a zamek władcy jest jednocześnie ich fabryką. W tym świecie Kokone jest królewską córką i jednocześnie nieco młodszą wersją samej siebie. Posiada magiczny tablet, dzięki któremu może obdarowywać maszyny życiem, co robi chociażby ze swoim ukochanym pluszakiem (Joy) i motocyklem (Heart). Król jednak - z wiadomych tylko sobie powodów - jest przeciwny jego używaniu i zabiera dziewczynce sprzęt, a ona sama zostaje zamknięta w służącej jej za mieszkanie wieży.
Z czasem "prawdziwe" i "wyśnione" życie Kokone zaczną się coraz bardziej przenikać, a ona wraz ze swoim przyjacielem z dzieciństwa - Morio - będzie próbowała skontaktować się ze swoim tatą, którego na kilka dni przed Olimpiadą w Tokio (2020, pamiętamy [*]) zatrzymuje policja. Jak się szybko okazuje, za wszystkim stoi tajemniczy tablet...jaki istnieje także w rzeczywistości.
Źródło: https://tiny.pl/7vd6t |
Napping Princess to jedno z tych anime, gdzie już po usłyszeniu zarysu historii będziecie sobie myśleć "Aha, ja już chyba wiem o co chodzi!". No i zapewne w błędzie nie będziecie. Nie znaczy to, że historia nie będzie was w stanie niczym zaskoczyć, bo kilka niespodzianek w zanadrzu chowa. Sam nie będę się za bardzo rozpisywał o co konkretnie chodzi, niech czeka was chociaż kilka zaskoczeń. Zapewne się jednak domyślacie, że Heartland nie jest światem tak do końca zmyślonym, a im dalej w las, tym więcej korelacji z tym prawdziwym będzie się można doszukać.
Źródło: https://tiny.pl/7vd6n |
W trakcie cały czas miałem wrażenie oglądania "dobranocki", ale takiej z naprawdę solidnym budżetem i nadającej się dla kogoś więcej niż tylko milusińskich. Przedstawiona historia, stylistyka, muzyka, oprawa...wszystko to sprawiało wrażenie takiej historii, którą można by opowiedzieć dziecku do snu, a najlepiej robić to kilka dni pod rząd, zatrzymując się przy co ciekawszych fragmentach "na zaś". To naprawdę jest ten typ filmu animowanego, który spokojnie można puścić młodszemu widzowi i sobie iść, wiedząc, że nie zobaczy nic czego zobaczyć nie powinien. Czasami jednak warto by z kimś usiąść i objaśnić to i owo, ale wydaje mi się, że takie doświadczenie całości bez "ogarnięcia" tego czy tamtego także może mieć swoje plusy i nieco uroku: szczególnie dla dzieci.
Nie jest też tak, że starsi nic tutaj dla siebie nie znajdą, bo ja jednak takich naprawdę "małych" dzieciaków w bliskiej rodzinie nie mam, a do seansu i tak usiadłem. Mamy tutaj jednak z czymś uniwersalnym, gdzie dobrze może się bawić widz w każdym wieku: trochę tak jak przy filmach Ghibli. Jest lekko i z humorem. Po prostu solidna robota.
Źródło: https://tiny.pl/7vd63 |
Ci "starsi" (jak ja, czy zapewne większość osób jakie to przeczytają) jednak zauważą kilka braków i niekonsekwencji. Najbardziej z rytmu historii mogą wybić dosyć niekonsekwentne przeskoki pomiędzy światem prawdziwym i Heartland, bo kiedy akcja w jednym nabiera rozpędu, nagle cyk: jesteśmy w innym. Samo działanie "przeskoków" też było dla mnie nieco niekonsekwentne i nie do końca potrafiłem zrozumieć jego działanie, bo historia mówi mi jedno, a to co widzę na ekranie: co innego. Nie jest to taka fajna "niejasność", gdzie zastanawiamy się czy to po prostu bujna wyobraźnia bohaterki, czy już prawda. Trochę mi to w trakcie seansu przeszkadzało.
Historię Kokone śledziło mi się jednak w ogólnym rozrachunku z ogromną przyjemnością, a duża w tym zasługa naprawdę przyjemnej dla oka i "lekkiej" oprawy. Wszystko jest bardzo kolorowe, schludne i zwyczajnie fajnie się na to patrzy. Tutaj znowu: pomimo, że całość przypominała mi pod tym względem nieco filmy Mamoru Hosody, tak nieco bardziej "udziecinnione", ale broń Boże nie jest to obelga! Zwyczajnie miało to wszystko taki "dobranockowy" sznyt, co było całkiem fajne. Muzyka jakoś przesadnie mi w pamięci nie zapadła, ale wartym uwagi jest japoński cover utworu "Daydream Beliver" zespołu The Monkees, tutaj w wykonaniu autorki głosowej podkładającej głos głównej bohaterce. Oryginału nie lubię, ale wersji z anime nie potrafię przestać słuchać.
Źródło: https://tiny.pl/7vd6z |
Ogółem, to co mogę powiedzieć na koniec poza tym, czego już nie powiedziałem w tekście...polecam wam wszystkim Napping Princess. To naprawdę lekka, fajna i przyjemna propozycja, dobra zarówno do obejrzenia samemu jak i ze swoimi dziećmi czy młodszym rodzeństwem. Nie jest to co prawda film, jaki zapamięta się na całe życie, ale szczególnie teraz, w okresie świątecznym, fajnie jest usiąść i sobie coś w większym gronie obejrzeć. Drzemiąca Księżniczka jest czymś właśnie takim, co zapewni sporo dobrej zabawy osobom w każdym wieku. W przeciwieństwie do głównej bohaterki, nikt w trakcie seansu przysypiać nie powinien 😉
Tytuł polski/angielski: Napping Princess
Tytuł oryginalny: Hirune Hime: Shiranai Watashi no Monogatari
Rok produkcji: 2017
Typ: film kinowy
Czas trwania: 111 minut
Studio odpowiedzialne za produkcję: Signal.MD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz