niedziela, 7 lutego 2021

Ys: The Oath in Felghana (PC/PSP) - wędrowcy z Ys [RECENZJA]

Źródło: https://tiny.pl/rj2kd

Wielkimi krokami zbliża się europejska premiera Ys 9: Monstrum Nox (w momencie publikacji tego tekstu, posiadacze konsol Sony mogą już w nią grać: ja też się już zachwycam. Gracze PC/Switch muszą poczekać do wakacji). W oczekiwaniu postanowiłem wrócić sobie do jednej ze starszych odsłon tej cudownej serii i padło właśnie na The Oath in Felghana, czyli...remake trójki. Warto było się cofać?

Przy swojej recenzji Ys 8 wspominałem, że seria Ys "kupiła mnie" kiedy zagrałem w fenomenalne Ys Origin. Od tego czasu tak powoli ogrywam sobie kolejne odsłony, a dzięki ich bezproblemowej dostępności na platformie Steam i brakowi większych połączeń pomiędzy częściami, mogę to robić w zasadzie dowolnej kolejności. Dzięki temu w oczekiwaniu na genialnie zapowiadającą się dziewiątkę, odpaliłem sobie nieco krótsze i mniejsze Oath in Felghana, grę jeszcze z epoki...starych pecetów.

Ale jak to, japońskie RPG, na dodatek całkiem znane i PC? Ano tak, bo Nihon Falcom większość swoich gier, na przekór przyzwyczajeniom Japończyków, wypuszczało na komputery, a nie konsole. Chyba jednak wiedząc, że fani tego gatunku grywają głównie na konsolach, Ys 3: Wanderers from Ys, ukazało się w Stanach tylko i wyłączenie w wersji na SNESa. Ba, to samo dotyczyło opisywanego tutaj remake'u, czyli Oath in Felghana. Pierwotnie ukazał się w Japonii na komputery z systemem Windows, a dopiero po czasie doczekał się edycji PSP i oficjalnego angielskiego tłumaczenia, które to później dostaliśmy wydane na Steam i jakie ja wam dzisiaj opiszę. 

Przechodząc jednak do samej gry, to nie mogę zacząć inaczej niż do porównania trzeciego Ys do...Final Fantasy VII. Nie wszyscy bowiem dobrze przyjęli zmiany jakie zaszły w remake'u Finalem, tak pod względem fabuły, jak i systemu walki. A co z Wanderers from Ys, które w wersji odnowionej zamieniło się z side-scrollera w...top-down hack'n'slasha? Praktycznie całkowicie przebudowano tutaj wszystko, rozszerzając fabułę i przebudowując rozgrywkę, tak aby wpasowała się bardziej w to co sprezentowały nam nowsze odsłony (gra powstała na silniku The Ark of Napishtim). Wiem, że porównywać Ys z jakimkolwiek Finalem, to jak robić to samo z komiksami o Kaczorze Donaldzie i Tytusem, Romkiem i A'Tomkiem (z całym szacunkiem dla śp. Henryka Chmielewskiego): nie ta skala. Dalej jednak, już przed Final Fantasy VII Remake zmieniano mocno i dużo. Czy jednak w przypadku Ys wyszło to wszystko na dobrze?

Wanderers from Ys

Niestety, ale...nie odpowiem wam na to pytanie, bo nigdy w oryginalne Ys 3 nie grałem. Jeżeli jednak jesteście fanami bardziej "klasycznych" odsłon serii niż side-scrollowana trójka, to i obok The Oath in Felghana obojętnie przejść nie możecie. Fani więc zadowoleni będę, ale czy osoby szukające po prostu fajnego jRPG akcji także będą usatysfakcjonowane?

Źródło: https://tiny.pl/rjvbk

Fabuła w trzeciej części Ys jest prościutka i za wiele się o niej rozpisywać nie ma co. Mniej więcej dwa lata po wydarzeniach z Ys 1 i 2, Adol oraz jego przyjaciel Dogi wracają do rodzinnego miasta tego drugiego, tytułowej Felghany. Na miejscu okazuje się, że miejsce jest atakowane przez niewiadomego pochodzenia potwory i Adol jak to Adol: niewiele myśląc, postanawia pomóc mieszkańcom.

Jeżeli liczycie na wielkie plot-twisy i świetnie napisane postacie, to nie ten adres. Jak już wspomniałem historia jest prosta, raczej nie zaskakuje i ewentualne zwroty przejrzycie z kilometra. To nie jeden z tych gigantycznych jRPG, daleko mu nawet do nieco większej siódemki czy Memories of Celceta, a o ósemce nawet nie mówię. Seria z czasem zaczęła rozwijać się w zdecydowanie dobrym kierunku i nawet pomimo tego, że tutaj do czynienia mamy z remakiem, To gra sprzed wielu, wielu lat i pod względem fabuły czuć to na każdym kroku.

Seria Ys zawsze jednak rozgrywką stała i o ile ósemka fabularnie mocno zaskakiwała, tak w porównaniu nawet do takich Finali - czy chociażby innej serii od Nihon Falcom, The Legend of Heroes - rozwój następował tutaj powolny. Jak więc pod względem gameplayu radzi sobie Oath on Felghana? Nawet pomimo upływu lat: zaskakująco dobrze.

Źródło: https://tiny.pl/rjbm1

Pomimo tego, że napisałem tutaj, że mamy do czynienia z RPG, to jako takich elementów charakteryzujących rolpleje (nawet te japońskie) jest tutaj naprawdę mało. Broni jest tutaj zaledwie kilka, zbroi to samo, a czary mamy aż trzy. Postać rozwija się automatycznie, zaklęcia otrzymujemy fabularnie - i ulepszamy za pomocą znajdywanych kryształów - a crafting ciężko mi nawet takim określić, bo jedyne co, to za drobną (a pieniądz sypie się tutaj gęsto) opłatą i z odpowiednimi materiałami nieco ulepszymy podstawowe statystyki wyposażenia. Wiecie co? To wszystko jednak w pełni wystarcza!

Clue programu - walka - bowiem, pomimo braku jakiejś przesadnej złożoności, jest tak niesamowicie dynamiczna i "miodna", że ciężko oderwać się od ekranu. Adol porusza się szybko, mieczem macha dziarsko, a zasób many potrzebny do rzucania zaklęć odnawia się tak szybko, że nic tylko korzystać. Brakuje tutaj też klasycznego silnego ataku, a całość walki bronią białą sprowadza się do wciskania jednego przycisku. Nic w tym jednak złego, bo nakombinować się możemy, bo i bohater buduje w tej sposób proste kombosy, a ciosy różnią się w zależności np. od tego czy zadajemy je na ziemi, z wyskoku czy opadając. Klasyka, ale w niesamowicie przyjemnym wydaniu. Nieco brakuje tutaj możliwości robienia uników i odskoków, ale można się do tego szybko przyzwyczaić, a jak graliście w jakieś inne, starsze części serii, to już w ogóle. Częściowo ich brak rekompensuje wykorzystywanie czarów poza walką, ale to jednak nie do końca to. Jedyne co w walce sprawiało mi problem, to walki z latającymi przeciwnikami, bo momentami strasznie ciężko było ich utrafić i nigdy nie byłem pewien czy akurat teraz oberwą.

Źródło: https://tiny.pl/rjb9p

Już w trakcie starć z "szeregowcami", trzeba nieco pokombinować, bo czy to będą mieli tarcze blokujące nasze frontalne ataki, czy będą niczym oszalali skakać po planszy, ale prawdziwie "przetrzepią" nas dopiero walki z bossami, a te są - pomimo raczej krótkiej, około 12 godzinnej kampanii - całkiem liczne. W zdecydowanej większości taktyka "huzia na Józia" się tutaj nie sprawdzi i trzeba w atakach wroga znaleźć lukę, a następnie skrzętnie ją wykorzystać. Nie nazwę Ys: The Oath in Felghana grą trudną, ale jeżeli cofacie się od nowszych części - szczególnie ósemki - to już na normalu może stanowić wyzwanie. Nie dajcie jednak sobie wmówić, że cała ta gra to kwestia tylko i wyłącznie umiejętności, bo jeden czy dwa poziomy doświadczenia robią tutaj naprawdę OGROMNĄ różnicę i przeciwnik jaki wcześniej sprawiał problemy, tak po chwili grindu może paść jak mucha. Oczywiście nie trzeba tego robić, a przy odrobinie wprawy "szefu" i tak padnie. Gra wymaga od nas albo czasu, albo umiejętności: wydaje mi się to całkiem uczciwe. 

To co jednak uczciwie się nie wydaje, to sekwencje platformowe. Jest ich całkiem sporo, a przez pozycję kamery, gracz często spadnie w przepaść lub wleci pod jakąś przeszkodę Ogółem gra czasami "potrafi w platformowanie", ale przez większość czasu te etapy raczej irytują. Głównym daniem jest jednak walka, a tutaj Ys wywiązuje się wzorowo, a więc warto na to przymknąć oko.

Źródło: https://tiny.pl/rjb53

Mógłbym się jeszcze rozpisać na temat jak zawsze świetnej muzyki, ale zamiast tego powiem kilka słów o angielskim dubbingu. Możliwości przełączenia na japoński nie było, a ten angielski jest...no, po prostu słaby. Wiem, że to kwestia gustu i w ogóle, ale poza 1-2 postaciami i fajnym głosem narratora (który to "wypowiada się" w imieniu Adola) zwyczajnie fatalnie mi się tego słuchało. Bez emocji, nijak, drętwo. Kwestia grania w jRPG zazwyczaj z japońskimi głosami? Być może. Zdania jednak nie zmienię, uważam dubbing w The Oath in Felghana za zwyczajnie mierny. Jeżeli gracie na PC to na ratunek przychodzą na szczęście mody.

Przysięga

Ys: The Oath in Felghana jest krótką, mocno skondensowaną i klasyczną w swoich założeniach przygodą. Brak tutaj usprawnień z nowszych odsłon serii, fabuła jakaś taka nie ta, treści za dużo nie ma...ale kurde, no po prostu ma to w sobie tę magię i jak już człowiek tę grę odpali, to wsiąknie. Fanom serii Ys polecam zapewne jakiejkolwiek części nie muszę, a do wszystkich niepewnych...to lepiej jednak ograjcie najpierw świetne Ys Origin. Obie odsłony wyrwiecie na Steam za grosze, rusza na tosterze, a Origin dodatkowo jakiś czas temu dostało port na PS4 i Switcha. Jeżeli macie nieco więcej grosza, a seria kusi was od dawna, to nie wahajcie się brać fenomenalnej ósemki lub - mówię to po zaledwie kilku godzinach gry - jeszcze lepszej dziewiątki. The Oath in Felghana dalej jednak jest bardzo dobrą produkcją, a że dodatkowo często trafia na promocje...nic tylko brać.

Plusy:
-Prosty, ale dający masę frajdy, system walki
-Jak zawsze w produkcjach Nihon Falcom: świetna muzyka
-W sam raz długa: nie zdąży się znudzić
-Różnorodne walki z bossami

Minusy:
-Aż za prosta fabuła: gra aż prosiła się o to, żeby w remake'u sporo namieszać
-Słaby angielski dubbing (w przypadku wersji PC: do rozwiązania modami)
-Momentami nieco za rzadko rozłożone punkty zapisu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz