środa, 3 marca 2021

Persona 5 Strikers (PC/PS4/Switch) - Persona Warriors [RECENZJA]

Źródło: https://tiny.pl/r4gh3

Po roku od premiery w Japonii, w końcu jest. Persona 5 Strikers, fabularny sequel piątej Persony. Czekały na niego niezliczone rzesze graczy i to nawet pomimo licznych zmian w rozgrywce. Czy więc przygody Fantomowych Złodziei w wersji musou były warte całego tego czasu?

Nie ukrywajmy: można serię Persona lubić albo nie, ale to jedne z tych nielicznych jRPG, które odniosły aż tak gigantyczny sukces. Stosunkowo łatwe do zrozumienia i dające sporo możliwości zabawy, z ciekawymi projektami wrogów i bardzo dobrymi fabułami. No, przynajmniej jeżeli mówimy o częściach od trójki wzwyż, bo już o jedynce i dwójce chyba sami twórcy zapomnieli. Nie dziwi też, że skoro już na poprzedniczkach Atlus "doił hajs" licznymi spin-offami, tak i tutaj nie będzie inaczej. Jak wcześniej były to bijatyki czy gry rytmiczne, tak tutaj mieliśmy dostać coś nieco bliższego oryginałowi, nawet jeżeli z drastycznie innym systemem walki. Można było mieć nadzieję na prawdziwą, pełnoprawną i porządną produkcję, nie odstającą w niczym od podstawki. Czytając opinie japońskich graczy i recenzentów, można się było tylko w tym wszystkim utwierdzić.

Graczom na zachodzie przyszło jednak czekać na lokalizację aż rok. W międzyczasie zapowiedziano też - straszliwie dla mnie niezrozumiałą, bo piątki na PC dalej nie widać - wersję na Steam. Nie ukrywam: jarałem się, czekałem. Lubię musou (i to tak szczerze, przyjemnie tak czasami odpalić sobie coś takiego i bez krępacji rozwalić jednym ciosem tabuny wrogów), lubię Personę 5. Co mogło pójść nie tak? No niestety...całkiem sporo. Ale może po kolei.

We are the Phantom Thieves, and all those Desires you stole...

Zaznaczmy sobie jedno: gra jest kontynuacją podstawowej Persony 5, całkowicie ignorując wszystkie wątki z edycji Royal. Wakacje nadeszły, a nasi bohaterowie postanowili wybrać się na wspólną podróż kamperem po Japonii. Plany krzyżuje im jednak tajemnicza plaga załamań psychotycznych (tak to powinno być na polski?) o które oczywiście zostaje oskarżony nie kto inny, a oni sami. Wkrótce nasi bohaterowie odkrywają też plagę tajemniczych Więzień, dziwnie podobnych do znanych im już Pałaców, a ludzie zaczynają być okradani - całkiem dosłownie - z ich Pragnień, stając się bezmyślnymi kukiełkami na usługach Monarchy, władcy danego Więzienia. Bez większego wchodzenia w szczegóły, do naszej drużyny szybko dołącza umiejąca je "wyniuchać" AI Sophia, a przez kilka splotów okoliczności wyprawa Fantomowych będzie miała zgoła inny cel niż początkowo mieć miała.

Źródło: https://tiny.pl/r4rdj

Dobra, miało być już całkiem na poważnie o samej grze, ale po tym krótkim fabularnym wstępie, muszę powiedzieć jeszcze kilka słów "nie na temat". Jeżeli czytaliście moją recenzję Persony 5 Royal, wiecie, że niesamowicie mi się podobała. Nie mam zamiaru tutaj drastycznie zmieniać swojego zdania, bo dalej bardzo lubię tę grę, ale im dłużej o niej rozmyślałem, tym więcej rzeczy mi się tam nie podobało. Okazja do rozmyśleń była, bo i premiera Strikers jako-tako się w to wpasowała. Uświadomiłem sobie, że nieprzesadnie lubiłem jakąkolwiek postać, a w większości po prostu mi "nie przeszkadzały". Fabularnie sporo elementów zaczęło mi się kleić na ślinę, a kiedy pomyślałem o "złoczyńcach", to jedynie Kamoshida i wróg - jakiego nie zaspoileruję - z trzeciego semestru. Tak poza tym było...typowo i co chwila raczej czekałem "aż pojawi się ten kolejny, teraz już na pewno super". Z kilkoma wyjątkami raczej męczyły mnie też social-linki. 

Dalej jednak nie mam zamiaru odbierać Personie 5 tego co robi dobrze: mówienia o problemach ważnych i często nam bliskich w sposób przystępny. Mocno japoński, jasne, ale dalej przystępny. Próby samobójcze wśród młodzieży, problemy w środowisku szkolnym i poza nim, nadużywający władzy politycy czy artyści. Kiedy dużo gier ucieka w "wielce wydufane i złożone" problemy, gra Atlusa próbowała nam pokazać te "proste" (cudzysłów celowy), które mogą dotyczyć każdego z nas, nawet jeżeli wydaje się, że tak nie jest. 

Kiedy tak jednak dłużej o tym myślę, wydaje mi się, że to jednak nieco za mało. Nie oglądam w końcu dokumentu, a gram. I jako gra fabularna, Persona 5 powinna mi zapewnić wciągającą, pełną zwrotów akcji intrygę, a tego jej niestety brakuje. Wszelakie plot-twisty przewidzi chyba każdy, a cały główny wątek podstawki prowadzi do tego, do czego cała tona jRPG ze średniej (a czasami też i z wyższej) półki: pokonania Wielkiego Złego siłą przyjaźni. Royal naprawiło tutaj naprawdę sporo, ale dalej: to dodatkowy, "zaledwie" ok. 20 godzinny dodatek do kolosalnej podstawki. 

Grając w Personę 4, uświadomiłem sobie, że tym, co najbardziej przykuło mnie do piątki było to...jak ta gra wygląda. Serio, stylowa, szałowa, rozbiła bank swoją prezencją. Menusy, przejścia, animacje, różnorodność: piątka rozbiła pod tym względem bank. Kiedy więc w czwórce zabrakło większości tych elementów...to zwyczajnie nie chciało mi się w nią grać i do teraz stoi ledwo ruszona. Jej bohaterowie, intryga czy wszelakie mechaniki okazały się nie być czymś wystarczającym. W grach nigdy nie zależy mi najbardziej na oprawie, inaczej nie grałbym - i nie uwielbiał ich - w zatrzęsienie gier retro, ale tutaj ten element mocno przeważał. Jednak grafika czasami ma znaczenie.

Źródło: https://tiny.pl/r4rfx

W tym momencie wchodzi właśnie Strikers. I wszystko niby wygląda tak samo, brzmi nawet lepiej (bo Shoji Meguro nie odpowiadał tutaj za OST, ale bijcie mnie i palcie, jedyne co od niego realnie lubię to soundtrack ze Strange Journey, a przynajmniej z tych jego dzieł, jakie znam), ale co z tego? Fabularnie - wbrew pozornym zmianom - mamy praktycznie powtórkę z rozrywki, czyli dobrzy, buntujący się młodzi, kontra źli dorośli, a gdzieś tam po drodze jeszcze walka z jakimś mega-bogiem czy innym turbo-szatanem. Nie wymagam, aby gra wymyślała koło na nowo, ale niech chociaż zmieni opony. 

Żeby jeszcze poszczególne wątki były ciekawe, ale to sztampa na sztampie i na dodatek brak temu jakiegokolwiek fajnego przekazu, jaki to naprawdę często cechował podstawkę. Żeby nie rzucać tutaj za bardzo spoilerami, mogę powiedzieć o typowej "Alicji w Krainie Czarów", czy fatalnym pisarzu, lecącym na sławnym nazwisku. Ten drugi jest tutaj o tyle ciekawy, że pozornie jego wątek próbuje wyśmiewać stosowane często klisze i banały, a...sam w nie popada, bo całe jego Więzienie opiera się o te schematy. Jak też kradzieże Skarbów w Pałacach miały jako-taki sens, przynajmniej w uniwersum gry, tak Więzienia i odzyskiwanie Pragnień są dla mnie zwyczajnie kretyńskie. Jak większość spraw się bowiem rozwiązuje? Ot, po prostu...naszym bohaterom udaje się przegadać wroga, bo i jakimś cudem każdy z nich jest w pewnym sensie odbiciem członków Fantomowych Złodziei, albo jest z nimi na tyle powiązany, że "jakoś to będzie".

Im bliżej końca, tym bardziej całość sprawiała dla mnie - mówię oczywiście dalej o fabule - wrażenie bycia "Royal wannabe". Pod wieloma względami historia wydawała mi się niesamowicie do tamtej podobna, tylko zrobiona o wiele, wiele gorzej. Brakowało jakiegoś charyzmatycznego złola, który mógłby to wszystko pociągnąć. W Royal takiego mieliśmy.

Źródło: https://tiny.pl/r4wmd

Może chociaż same Więzienia są ciekawie zaprojektowane...nope. Ogromna część z nich to bezczelne wręcz używanie assetów z podstawowej gry, do tego stopnia, że niektóre lokacje wydawały się bieda-kopiami tych z podstawki. Wspomniane już drugie to wielu momentach bezczelne kopiuj-wklej z Pałacu Kamoshidy, tylko bez krzty polotu, jaka cechowała  tamtą lokację. Ja rozumiem, że wykorzystywanie elementów z innych części to w przypadku produkcji gier norma. Ba, sam niedawno zachwycałem się Ys 9, zbudowanym na dosłownie takich podstawach. Inna jednak sprawa skorzystać z modeli postaci, menusów czy pojedynczych elementów architektury, a inna odwalić coś takiego jak Strikers. I jasne, nowości też mamy, ale gdyby jakichkolwiek nie było, to po prostu nie byłoby się z czego nawet śmiać. Niby to proste musou i one ponoć często są "takie same", ale skoro im się to wypomina, to nie mam zamiaru tego nie robić i tutaj. Attack on Titan 2 w teorii daje nam dokładnie to samo co jedynka, tylko "więcej, lepiej, bardziej", ale tam jakoś zmęczenia materiału nie czuć. Dlaczego więc tutaj aż tak bardzo mi to przeszkadzało? Przez jakość samej gry, ot co.

Wszystkie te lokacje są bowiem po prostu nieciekawe, nudne, sztampowe. To kilka ulic na krzyż, a wszystko zaledwie "obtoczone" jakimś motywem przewodnim. Liczycie na szaloną przechadzkę po Krainie Dziwów? To szukajcie dalej. Miasto i kilka prostych dekoracji, a pod sam koniec etapu coś nieco bardziej charakternego. Tylko tyle. Na tle całości nieco lepiej wyróżnia się znana ze zwiastunów lokacja lodowa, także fabularnie. Szkoda, że ani wcześniej, ani później, nic już tak fajne nie było i nie będzie.

Źródło: https://tiny.pl/r4wtm

Sporo straciły także postacie. Odniosłem wrażenie, że wzięto ich dosłownie najgorsze - a często ich charakteryzujące - cechy z podstawki i podkręcono, przez co teraz zachowują się nieco jak karykatury samych siebie. Lubiana przeze mnie Futaba w Strikers wyłącznie mnie irytowała, Ryuji był "bro" aż do granic, Makoto zostało chyba tylko i wyłącznie bycie głosem rozsądku, a żarty o biedaku Yusuke są śmieszne przez pierwsze kilka razy, a nie kiedy co druga jego wypowiedź jakoś próbuje do tego nawiązywać. Zadziwiająco, sytuację ratuje tutaj raczej chyba nielubiana przez graczy Haru. Jej popisy za kółkiem i wypalone z uśmiechem na ustach "We just despise the police, that's all" wywołały uśmiech na mojej twarzy. Ale też akurat ja wcześniej całkiem ją lubiłem (best waifu, fight me), a więc może to trochę tego wina.

Całość ratuje jednak - na tyle na ile się da - nowy narybek. No dobra, połowicznie ratuje. Nowymi postaciami, jakie dołączają do naszej ekipy są wspomniana już na wstępie AI Sophia i inspektor Zenkichi Hasegawa. Ta pierwsza całkowicie do mnie nie trafiła: jest nudna i na siłę wręcz "urocza". Odnosiłem wrażenie, że istnieje tylko po to, aby bohaterowie mogli jej - a przy tym i graczowi - tłumaczyć wszelakie fabularne niuanse. Nie jest tak, że niesamowicie mnie denerwowała, ale była zwyczajnie tak nijaka, że nie potrafiłem zacząć się nią przejmować.

Co innego Zenkichi. Pierwszy "dorosły" w ekipie Fantomowych, kradnie show w każdej scenie w jakiej się pojawia. Charyzmatyczny, czasami nieco nierozgarnięty, ale z sercem na właściwym miejscu. Zarówno on sam, jak i jego wątek fabularny, są chyba najlepszymi w całej grze. A scena kiedy przebudza swoją Personę to oh boy...jest na co popatrzeć. 

Źródło: https://tiny.pl/r4w7h

Elementem, który budził chyba największy niepokój, była drastyczna zmiana systemu walki. Za stworzenie Strikers odpowiada bowiem studio Omega Force, znane m.in. z serii Dynasty Warriors. Nie mogę powiedzieć, żebym podzielał te wszystkie obawy, bo akurat gatunek musou bardzo lubię. Nie jest to nic złożonego czy przesadnie skomplikowanego, ale też nie dam sobie wmówić, że te gry nigdy chociaż odrobiny pomyślunku nie wymagają. Nie wystarcza w nich ciachać na prawo i lewo, a przemieszczać się z miejsca na miejsce i odpowiednio planować kolejne akcje. Czy to przy samym Dynasty Warriors, czy też produkcjach bazowanych na znanych markach, można spędzić miło długie godziny. Nawet taki mocno "typowy" Berserk dał mi sporo frajdy. 

Persona 5 Strikers jednak takim typowym musou nie jest. Ba, powiem więcej: zapożycza z niego naprawdę niewiele elementów. Kiedy w typowym przedstawicielu gatunku dostajemy nawał wrogów na ekranie, tak tutaj, wzorem oryginału, po mapie poruszają się pojedyncze cienie i dopiero wejście z nimi w interakcję rozpoczyna starcie. W jego trakcie skorzystamy z typowo personowych mechanik, jak wyszukiwanie słabości przeciwnika, czy specjalne ataki (Showtime) znane z edycji Royal.

Źródło: https://tiny.pl/r4wwb

Skłamałbym jednak mówiąc, że wszystko to dawało mi niesamowitą frajdę. Jak ogromnym mieczem Gutsa z chęcią przetrzebiałem kolejne zastępy wrogów, czy jako Levi ciachałem tytanów po karkach, tak tutaj walka znudziła mi się po kilku chwilach. Większość szeregowców pokonamy zakradając się i szybko wykonując na osłabionych przeciwnikach All-out Attack. Dwa przyciski i po walce. No, czasami zostaną jakieś niedobitki, ale to też dosłownie kilka chwil. Mana wyczerpuje się tutaj jak szalona, a więc z kombinowaniem dot. słabości i wiecznym niedoborem przedmiotów odnawiających SP bywa niewesoło. Nie trudno, ale zwyczajnie nudno. 

Na plus mogę policzyć to, że każdym bohaterem gra się zauważalnie inaczej. Co z tego jednak, skoro gra - za wyjątkiem walk z bossami, ale o tym za moment - żonglowania nimi. Praktycznie całą grę mogłem przelecieć z lubianą ekipą, a skoro gra nimi dawała mi chociaż namiastkę dobrej zabawy, to po co na siłę miałem cokolwiek zmieniać? Trochę mnie to uderzyło przy ostatnim bossie, ale przez to było tylko nieco dłużej, a nie  trudniej. Zenkichi i Joker potrafili u mnie odwalić robotę za wszystkich, to po co mi w drużynie ktokolwiek inny?

Całości brakuje też jakiegoś takiego pazura, sznytu. Ciosom brakuje mocy, momentami czułem się jakbym ciął powietrze. Gdzie temu do potężnych zamachów Gutsa i poczucia tego "ciężaru" broni. Wbrew temu co wyczytałem, całości jest tak daleko do bycia dobrym slasherem, jak mi do oglądania z zapałem meczów piłki nożnej. Jeżeli aluzja nie jest zrozumiała, to podpowiem: bardzo, bardzo dużo brakuje. Wszystko opiera się pozornie o systemy z gier musou, ale nie daje nam poczucia potęgi, jakie często tam odczuwamy. 

Źródło: https://tiny.pl/r4wdd

Jak jednak walki z "drobnicą" czasami dają nieco frajdy, tak już bossowie i mini-bossowie to coś absolutnie fatalnego. Zaprojektowani są fajnie (szczególnie spodobał mi się ten z pierwszego Więzienia), ale już same starcia to...grrr. Praktycznie każdy to istna gąbka na obrażenia i walczy się z nimi długo nie przez to, że musimy myśleć, kombinować i dopasowywać postacie do danej sytuacji, a po prostu...tak długo się ich klepie. Władca z trzeciej lokacji i ostatni (ale ten ostatni-ostatni) byli pod tymi względami chyba najgorsi. Najszybciej zbija się im punkty życia celując w ich słabe punkty, ale przez wieczny niedobór many za wiele nie poszalejemy. A i wcale aż tak bardzo to wszystko nie pomaga, a przynajmniej nie na poziomie znanym z innych Person czy nawet innych Megatenów (te demon-combo ze Strange Journey...poezja). Co mi po fajnych designach, skoro same walki są tak cholernie nieciekawe?

Stosunkowo szybko wkrada się tez monotonia, bo wszystkie sprawy przebiegają w większości według tego samego schematu. Szukany trzech klatek ze skarbami, poznajemy traumatyczną przeszłość Monarchy, udajemy się w określone miejsce, gdzie z kolei wszystko nabiera kontekstu i walczymy ZAWSZE Z TYM SAMYM BOSSEM, który różni się tylko tym, że korzysta z innych broni. Uwierzcie, pod koniec naprawdę zaczniecie tym wszystkim rzygać. Gra nijak nie próbuje urozmaić nam rozgrywki, a ten kto powie, że "musou przecież tak mają", chyba nigdy nie grał w porządne musou. W takim Attack on Titan z chęcią robiłem zadania poboczne, a tutaj jak szybko zacząłem, tak szybko poszły w odstawkę.

Źródło: https://tiny.pl/r4wfj

Jeżeli czemuś nie mam raczej nic do zarzucenia, to oprawie. Grałem w wersję PS4 i poza "ząbkami" na licznych krawędziach, to gra nie ma się czego wstydzić. Na przenośnym ekranie Switcha na pewno prezentuje się super. Całkiem niezła okazała się też ścieżka dźwiękowa, bo ta z piątki - za wyjątkiem kilku kawałków - przejadła mi się bardzo szybko. Nie jestem fanem twórczości Shojiego Meguro (może poza wspomnianym już Strange Journey, tam soundtrack jego autorstwa to absolutne złoto) i jego brak tutaj nieprzesadnie mnie zabolał. 

...we're taking them all back

Może i często mniej narzekam na gry gorsze i przymykam oko na niedoróbki w innych grach, może. Persona 5 Strikers jednak spadła z naprawdę wysokiego konia i była grą, na jaką naprawdę mocno czekałem. Zawiodła mnie niestety w praktycznie każdym aspekcie, zarówno jako fana musou, jak i oryginalnej piątki. Fabuła jest nudna i odtwórcza, postacie straciły na charakterze, a rozgrywka to nawet nie są najlepsze warriorsy na rynku - wbrew temu, co próbuje się nam zewsząd wmówić. Jeżeli jesteście naprawdę ogromnymi, ale tak NAPRAWDĘ GIGANTYCZNYMI miłośnikami podstawki, to możecie się o Strikers pokusić, jednak na pewno nie za obecną cenę, bo nie jest tego warta. Zaczekajcie na obniżki, gra nigdzie nie ucieknie, a hype nieco zmaleje i emocje ochłoną. To produkcja w najlepszym razie średnia i przeznaczona wyłącznie dla fanów. Ja się za takowego uważam, ale no cóż...spodziewałem się czegoś zwyczajnie lepszego. 

Plusy:
-Więcej Persony
-Oprawa graficzna dalej może robić wrażenie.
-Zenkichi to absolutny kozak
-Ścieżka dźwiękowa daje radę
-Fajne projekty wrogów
-Sensowna długość (35-40 godzin)
-Powrót znanych postaci...

Minusy:
-...które z jakiegoś powodu tutaj "nie działają"
-Nudna, odtwórcza fabuła
-Nieciekawe lokacje, na dodatek w dużej mierze bazowane na tych starych
-System walki jest w najlepszym razie "poprawny"
-Bossowie to istne gąbki na obrażenia
-Momentami strasznie nieczytelna mapa
-Monotonne zadania poboczne

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz