Źródło: https://cutt.ly/Hd0clTH |
Fullmetal Alchemist jest jedną z tych mang/anime, którą poleca się po prostu każdemu i jaka powinna spodobać się zarówno tym stawiającym pierwsze kroki w świecie japońskiej animacji jak i "zaprawionym w boju degeneratom". W moim prywatnym rankingu od lat jest w ścisłej topce, nawet jeżeli obejrzałem od tego czasu całą tonę innych seriali i filmów anime. Dopiero teraz jednak zabrałem się za jakąkolwiek grę osadzoną w uniwersum FMA. Czy było warto?
Powtórzę jeszcze raz to co napisałem na wstępie: uwielbiam animowaną adaptację mangi Fullmetal Alchemist. Oryginału nigdy nie czytałem (bo jak już się za coś do czytania biorę to raczej książki niż mangi), ale zarówno seria anime z lat 2003-2004 jak i Brotherhood z 2009-2010 do teraz, pomimo tego, że przez te 10 lat (Brotherhood oglądałem na bieżąco kiedy wychodził) zdążyłem obejrzeć całe mnóstwo innych produkcji, mniej bądź bardziej do FMA (pozwolę sobie używać tutaj tego skrótu) podobnych. Czas mija, moje gusta powoli się zmieniają, ale przygody Edwarda i Alphonse'a Elriców i poszukiwania Kamienia Filozoficznego do tej pory wspominam z niesamowitą nostalgią.
Okazji zagrać w jakąkolwiek grę bazowaną na dziele Hiromu Arakawy jednak nie miałem nigdy, czy to z braku odpowiedniej platformy (grywałem głównie na PC, a ten był za słaby do emulacji, PS2 nie miałem, a na PS One niestety nic nie wyszło) czy wiedzy, że takie tytuły w ogóle istnieją. Uznałem jednak, że skoro już teraz biorę się za nadrabianie klasyków z drugiego Plejaka to muszą wpaść i przygody Stalowego Alchemika. Z jakiegoś powodu nastawiałem się tutaj na długaśnego, około 40 godzinnego jRPG w częściowo otwartym świecie i teraz pojęcia nie mam dlaczego coś takiego mi się uroiło w głowie, bo nikt nigdy i o niczym takim nie mówił. Dostałem za to względnie krótką (jej ukończenie zajęło mi 12 godzin) i całkowicie liniową przygodę z zaledwie elementami RPG. Zacznijmy jednak od początku.
Fanów Brotherhooda na samym początku muszę nieco zawieść: Broken Angel bazuje (to słowo nieco na wyrost) na serii z 2003. Szczęście w nieszczęściu, jego akcja jest osadzona na praktycznie samym początku, kiedy obie serie jeszcze w miarę się zazębiały, konkretniej pomiędzy odcinkami 17 i 18. Nie będę wam tutaj jednak kłamał, że pamiętam co się w nich konkretnie działo, ale nie jest to tutaj przesadnie istotne: wiedza ta w żadnym momencie nie jest wymagana do zrozumienia wydarzeń z gry. A co tak właściwie mamy tutaj?
Edward i Alphonse zmierzają pod eskortą Najpiękniejszego Alchemika™ do Central City. Pociąg w jakim podróżowali zostaje jednak zaatakowany przez terrorystów, wykoleja się (było nie nazywać Eda konusem), a nasi bohaterowie trafiają do Heissgart, miasta gdzie liczą na znalezienie jakiegoś transportu do Centrali. Natrafiają tam na tajemniczą czerwonowłosą (no przepraszam, ale nie nazwę tego koloru z czystym sumieniem "rudym") dziewczynkę, którą zaczynają gonić. Dlaczego? Ano nazwała Eda "niskim", a kiedy wcześniej ktokolwiek tak go nazwał skończyło się wykolejonym pociągiem. Tak za nią goniąc trafiają do New Heissgart i dowiadują się, że nasza uciekinierka to Armony, córka Wilhelma Eiselsteina, alchemika będącego bliskim przyjacielem Izumi, nauczycielki naszej dwójki. Już w tym momencie Edowi i Alowi coś zaczyna nie grać: przecież w trakcie ich pobytu na naukach u profesora jego córką była Selene, która ponoć (to nie spoiler, dowiadujemy się tego bardzo wcześniej) zmarła. Kim w takim razie jest tajemnicza Armony, którą nawet sam Wilhelm określa jako swoją biologiczną latorośl?
Fabuła jest jednym z największym plusów Broken Angel. Początkowo mnie co prawda nie "chwyciła", ale wystarczy dać jej trochę czasu, a naprawdę potrafi wciągnąć. Na początku podejrzewałem, że wszystko to będzie utrzymane w stylu słynnego wątku Shou Tuckera i jego córki Niny, ale w wyniku kilku niespodziewanych zwrotów fabularnych dostaliśmy jednak coś naprawdę świeżego i mogącego spokojnie znaleźć się w serii anime jako swoisty filler (ale taki naprawdę fajnej jakości) czy może nieco dłuższa OVA. Na potrzeby gry studio Bones nagrało zresztą przerywniki filmowe oraz zaangażowano znanych z anime aktorów głosowych, a przynajmniej tych anglojęzycznych (sam widziałem serial w wersji japońskiej, ale po sprawdzeniu nazwisk mogę potwierdzić, że w wersji angielskiej w obu dziełach mamy dokładnie tych samych). Trochę szkoda, że gra nie daje nam możliwości przełączenia na japoński dubbing, bo mocno się do tamtych głosów przyzwyczaiłem, ale darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, a angielski wcale nie brzmi jakoś strasznie źle: ktoś lubiący oglądać anime w takich wersjach będzie zadowolony.
Niestety przerywników w tak wysokiej jakości nie dostaniemy tutaj za wiele (do kupy można by złożyć z tego może jeden 20 minutowy odcinek), a większość historii poznamy poprzez statyczne, nieudźwiękowione wcale obrazi z tekstem. Strasznie dziwi mnie ten zabieg: twórcy mieli ludzi i uznali, że jednak "nie, czytajcie gracze"? Tym bardziej, że czytali będziemy całkiem sporo, bo scenek w tej formie jest w samej grze od groma. O tyle jednak dobrze, że dialogi są ciekawe i w pełni oddają charaktery znanych postaci, a poza braćmi Elric spotkamy tutaj też kilka innych postaci z dzieła Pani Arakawy. Mogę powiedzieć wam tyle, że "będzie gorąco"😉
Na początku wspomniałem, że znajomość odcinków 17 i 18 nie jest konieczna, bo gra się do nich nie odnosi, ale całą resztę, chociażby jakieś podstawowe założenia, jednak znać warto, inaczej zwyczajnie się pogubimy. Gra zakłada, że znamy większość postaci z odcinków anime czy kart mangi, to samo tyczy się założeń całego świata. Pod tym względem to produkcja tylko i wyłącznie dla fanów, bo krótkie wprowadzenie Edwarda i Alphonse'a i wytłumaczenie tego co, jak i dlaczego zrobili jest tutaj pokazane tak, że równie dobrze mogłoby go nie być. Może jednak gameplay da nowicjuszom nieco radości?
Powiem tak...no niestety nie. Rozgrywka w Broken Angel jest czymś co próbuje być grą RPG, ale najprościej nazwać to tak modną obecnie "grą RPG akcji". Poruszamy się po liniowych etapach i walczymy z hordami wrogów, a elementy rolpleja zawierają się w możliwości rozwijania naszych postaci (statystyki są cztery: atak, żywotność, obrona i alchemia) i wyposażania ich w ekwipunek mogący nieco podbijać ich osiągi. System walki całościowo przypominał mi taką nieco bardziej upośledzoną pierwszą część Kingdom Hearts (FMA wyszło zresztą rok po KH i obie były stworzone przez Square Enix, a więc coś może być na rzeczy). Wygląda to mniej więcej tak, że przyjdzie sterować nam tylko i wyłącznie Edwardem, a Alphonse będzie sobie tam sam grzecznie (bądź nie) chodził obok, a w razie czego wydamy mu kilka prostych poleceń w stylu osłaniania nas czy zaszarżowania na wroga: nic skomplikowanego. Sam Ed z kolei będzie przetrzebiał szeregi wrogów za pomocą rąk lub stworzonych z porozrzucanych po świecie rzeczy broni.
Niestety walka nie daje praktycznie żadnej satysfakcji. Wszystko jest tutaj zwyczajnie "solidne", ale tak jak zrobione dosłownie od linijki. Niby można robić jakieś kombosy, ale ani one efektowne ani efektywne, a więc zazwyczaj kończy się na tym, że wduszamy ciągle kwadrat, czasami odskakujemy i wduszamy kwadrat dalej. Przeciwnicy to skończeni debile, którzy potrafią się dodatkowo czasami zaklinować to tu to tam, a więc wielkiego wyzwania nie stanowią. Naprawdę trudno tutaj o śmierć, tym bardziej, że gra wręcz zasypuje nas miksturami leczniczymi, czy to wypadającymi z wrogów czy znajdowanych w skrzyniach. Bossowie także nie są przesadnie wymagający, ale walki z nimi znajduję jako niesamowicie irytujące, bo w większości są naprawdę ogromni i wpierw trzeba ich jakoś "uwalić" aby móc zadawać solidniejsze obrażenia lub w ogóle jakiekolwiek, a to czasami trwa i trwa. Szczególnie irytujący w tej kwestii jest pewien gryf, ale to zobaczycie sami jeżeli zagracie.
Mamy jednak "Alchemika" w samym tytule, to może system związany z alchemią jest jakiś mocno rozbudowany i ciekawy? Nope, w żadnym razie. Domyślnie wygląda to po prostu tak, że po tapnięciu kółka Ed stworzy ścianę osłaniającą go przed ciosami lub pomagającą wspiąć się w niedostępne inaczej miejsca, a przytrzymanie tego samego przycisku wezwie kolce raniące wrogów na ich obszarze. Jest to bardzo nieintuicyjny i dziwny system, niejednokrotnie w ferworze przypadkiem tworzyłem murek zamiast atakować i na odwrót co kosztowało mnie (wcale nie tak bardzo) cenne punkty życia. Do tego z napotkanych w świecie gry rzeczy stworzymy bronie dla siebie i Ala i każdą z nich zawalczy się trochę inaczej (włócznia, miecz, sztylet, katana) oraz wzmocni innym żywiołem, jeżeli tylko mamy przedmioty pozwalające na to. Czasami gra udostępni nam też do "wycraftowania" coś lepszego z limitowaną amunicją jak ogromna armata czy mini-czołg, a takie rzeczy mogą zanihilować cały zastęp wrogów w mgnieniu oka.
Gra posiada też elementy platformowe, ale mówienie o nich w taki sposób jest jednak sporym nadużyciem z mojej strony. Ot, czasami będziemy musieli wyminąć jakieś lecące w naszym kierunku groźne głazy (czy co to tam w sumie było), przebiec pod spadającymi na głowę kolcami czy przeskoczyć z miejsca na miejsce. Przez nieco toporne sterowanie (w szczególności samo skakanie) bardziej to jednak męczy niż urozmaica samą rozgrywkę. Mamy też kilka prościutkich zagadek, ale sprowadzają się one zazwyczaj do "O, zniszcz to, to, to i jeszcze to, a odblokujesz windę/przejście". Szarych komórek tutaj specjalnie nie wysilicie.
Najbardziej ze wszystkich rzeczy uwierał mnie tutaj wszechobecny backtracking i próba wydłużenia gry na siłę. Ile razy będziemy tutaj wracać do tych samych lokacji i przechodzić je w obie strony to szkoda nawet liczyć, ale jest to straszliwie męczące, a nic do gry nie wnosi. Szczytem było dla mnie to kiedy musieliśmy znaleźć pewien kwiatek, znajdujemy, zjada go potwór. Walczymy z nim, mamy go odzyskać, on ucieka. Po co to wszystko? Raz nawet konieczność zasuwania z buta z powrotem komentowali sami bohaterowie. No fajnie, że jesteście świadomi tego co zrobiliście drodzy twórcy, fajnie, ale moglibyście tego może po prostu nie robić, co?
Oprawa graficzna jest...taka sobie. Patrząc na to, że FMA wyszło zaledwie rok po do tej pory ślicznie wyglądającym (a już w tekście wspomnianym) Kingdom Hearts trochę boli. Rozumem różnice w budżecie, ale można było się postarać jednak nieco bardziej. Animacje są bardzo sztywne, modelom postaci brak szczegółów, a tekstury otocznia są w najlepszym razie "takie se". Starcia w anime potrafiły być (i jako, że obecnie odświeżam sobie Brotherhood widzę, że dalej są) bardzo efektowne, a tutaj nie dostałem nawet ułamka tego wszystkiego. Designy wrogów także tyłka nie urywają, bo w większości są to losowo wyglądające chimery albo armia klonów w postaci bandytów. Muzyka jak dla mnie także przesadnie się nie broni, bo poza kilkoma spokojniejszymi kawałkami (i jednym naprawdę świetnym, takim z wokalem, w wykonaniu aktorki głosowej Motoko Kumai) nic nie zapadło mi przesadnie w pamięć. Nie można było po prostu wykorzystać OST z anime, chociaż częściowo?
Fullmetal Alchemist and the Broken Angel jest solidną produkcją z ciekawą fabułą, osoby nie będące jednak już fanami Stalowego Alchemika w jakiejkolwiek innej formie nie znajdą tutaj dla siebie praktycznie nic. Na PS2 jest od groma ładniej wyglądających i bardziej dopracowanych mechanicznie, a podobnych pod względem rozgrywki produkcji. Z FMA jest trochę jak z niektórymi "filmówkami" z dawnych lat, kiedy to każdej większej premierze kinowej musiała towarzyszyć gra video. Czasami trafiały się crapy, rzadziej gry bardzo dobre (pamiętacie X-men Origins: Wolverive? Toć to było lepsze niż sam film!), ale w większości były to średniaki mające po prostu żerować na popularnej marce i dać twórcom zarobić, a widzom spędzić kilka chwil w lubianym uniwersum. Tak też jest tutaj. Trochę jednak boli to co zrobiono, bo Fullmetal Alchemist ma potencjał na świetną grę video i bardzo chciałbym zobaczyć taką na next-genach, ani trochę jednak w to nie wierzę. Może jednak chociaż sequel tej opisywanej tutaj jest nieco lepszy? Tego jeszcze nie wiem, ale zagranie w "jedynkę" zachęciło mnie do odświeżenia sobie anime, a to plus zdecydowanie ogromny😉
Plusy:
-Ciekawa, wciągająca fabuła
-Powrót wielu znanych postaci z anime
-Kilka fajnych kawałków na ścieżce dźwiękowej
-Wszystkie mechaniki są na swoim miejscu...
Minusy:
-...ale zrobione w najlepszym razie średnio
-Tona backtrackingu
-Większość dialogów jest nieudźwiękowiona
-Oprawa graficzna mogłaby stać na nieco wyższym poziomie
-Gra tylko dla fanów oryginalnej mangi/anime
Edu...ardo...Edu...ardo...
Fanów Brotherhooda na samym początku muszę nieco zawieść: Broken Angel bazuje (to słowo nieco na wyrost) na serii z 2003. Szczęście w nieszczęściu, jego akcja jest osadzona na praktycznie samym początku, kiedy obie serie jeszcze w miarę się zazębiały, konkretniej pomiędzy odcinkami 17 i 18. Nie będę wam tutaj jednak kłamał, że pamiętam co się w nich konkretnie działo, ale nie jest to tutaj przesadnie istotne: wiedza ta w żadnym momencie nie jest wymagana do zrozumienia wydarzeń z gry. A co tak właściwie mamy tutaj?
Źródło: https://cutt.ly/ed2OPuR |
Źródło: https://cutt.ly/td9r0Cr |
Niestety przerywników w tak wysokiej jakości nie dostaniemy tutaj za wiele (do kupy można by złożyć z tego może jeden 20 minutowy odcinek), a większość historii poznamy poprzez statyczne, nieudźwiękowione wcale obrazi z tekstem. Strasznie dziwi mnie ten zabieg: twórcy mieli ludzi i uznali, że jednak "nie, czytajcie gracze"? Tym bardziej, że czytali będziemy całkiem sporo, bo scenek w tej formie jest w samej grze od groma. O tyle jednak dobrze, że dialogi są ciekawe i w pełni oddają charaktery znanych postaci, a poza braćmi Elric spotkamy tutaj też kilka innych postaci z dzieła Pani Arakawy. Mogę powiedzieć wam tyle, że "będzie gorąco"😉
Źródło: https://cutt.ly/hd8ypnh |
It's a terrible day for rain
Powiem tak...no niestety nie. Rozgrywka w Broken Angel jest czymś co próbuje być grą RPG, ale najprościej nazwać to tak modną obecnie "grą RPG akcji". Poruszamy się po liniowych etapach i walczymy z hordami wrogów, a elementy rolpleja zawierają się w możliwości rozwijania naszych postaci (statystyki są cztery: atak, żywotność, obrona i alchemia) i wyposażania ich w ekwipunek mogący nieco podbijać ich osiągi. System walki całościowo przypominał mi taką nieco bardziej upośledzoną pierwszą część Kingdom Hearts (FMA wyszło zresztą rok po KH i obie były stworzone przez Square Enix, a więc coś może być na rzeczy). Wygląda to mniej więcej tak, że przyjdzie sterować nam tylko i wyłącznie Edwardem, a Alphonse będzie sobie tam sam grzecznie (bądź nie) chodził obok, a w razie czego wydamy mu kilka prostych poleceń w stylu osłaniania nas czy zaszarżowania na wroga: nic skomplikowanego. Sam Ed z kolei będzie przetrzebiał szeregi wrogów za pomocą rąk lub stworzonych z porozrzucanych po świecie rzeczy broni.
Źródło: https://cutt.ly/jd8y5m9 |
Źródło: https://cutt.ly/Bd8uGAy |
Gra posiada też elementy platformowe, ale mówienie o nich w taki sposób jest jednak sporym nadużyciem z mojej strony. Ot, czasami będziemy musieli wyminąć jakieś lecące w naszym kierunku groźne głazy (czy co to tam w sumie było), przebiec pod spadającymi na głowę kolcami czy przeskoczyć z miejsca na miejsce. Przez nieco toporne sterowanie (w szczególności samo skakanie) bardziej to jednak męczy niż urozmaica samą rozgrywkę. Mamy też kilka prościutkich zagadek, ale sprowadzają się one zazwyczaj do "O, zniszcz to, to, to i jeszcze to, a odblokujesz windę/przejście". Szarych komórek tutaj specjalnie nie wysilicie.
Źródło: https://cutt.ly/Qd8iEoN |
Oprawa graficzna jest...taka sobie. Patrząc na to, że FMA wyszło zaledwie rok po do tej pory ślicznie wyglądającym (a już w tekście wspomnianym) Kingdom Hearts trochę boli. Rozumem różnice w budżecie, ale można było się postarać jednak nieco bardziej. Animacje są bardzo sztywne, modelom postaci brak szczegółów, a tekstury otocznia są w najlepszym razie "takie se". Starcia w anime potrafiły być (i jako, że obecnie odświeżam sobie Brotherhood widzę, że dalej są) bardzo efektowne, a tutaj nie dostałem nawet ułamka tego wszystkiego. Designy wrogów także tyłka nie urywają, bo w większości są to losowo wyglądające chimery albo armia klonów w postaci bandytów. Muzyka jak dla mnie także przesadnie się nie broni, bo poza kilkoma spokojniejszymi kawałkami (i jednym naprawdę świetnym, takim z wokalem, w wykonaniu aktorki głosowej Motoko Kumai) nic nie zapadło mi przesadnie w pamięć. Nie można było po prostu wykorzystać OST z anime, chociaż częściowo?
Who are you calling a midget so small, he can fit inside of a tea cup?!
Fullmetal Alchemist and the Broken Angel jest solidną produkcją z ciekawą fabułą, osoby nie będące jednak już fanami Stalowego Alchemika w jakiejkolwiek innej formie nie znajdą tutaj dla siebie praktycznie nic. Na PS2 jest od groma ładniej wyglądających i bardziej dopracowanych mechanicznie, a podobnych pod względem rozgrywki produkcji. Z FMA jest trochę jak z niektórymi "filmówkami" z dawnych lat, kiedy to każdej większej premierze kinowej musiała towarzyszyć gra video. Czasami trafiały się crapy, rzadziej gry bardzo dobre (pamiętacie X-men Origins: Wolverive? Toć to było lepsze niż sam film!), ale w większości były to średniaki mające po prostu żerować na popularnej marce i dać twórcom zarobić, a widzom spędzić kilka chwil w lubianym uniwersum. Tak też jest tutaj. Trochę jednak boli to co zrobiono, bo Fullmetal Alchemist ma potencjał na świetną grę video i bardzo chciałbym zobaczyć taką na next-genach, ani trochę jednak w to nie wierzę. Może jednak chociaż sequel tej opisywanej tutaj jest nieco lepszy? Tego jeszcze nie wiem, ale zagranie w "jedynkę" zachęciło mnie do odświeżenia sobie anime, a to plus zdecydowanie ogromny😉
Plusy:
-Ciekawa, wciągająca fabuła
-Powrót wielu znanych postaci z anime
-Kilka fajnych kawałków na ścieżce dźwiękowej
-Wszystkie mechaniki są na swoim miejscu...
Minusy:
-...ale zrobione w najlepszym razie średnio
-Tona backtrackingu
-Większość dialogów jest nieudźwiękowiona
-Oprawa graficzna mogłaby stać na nieco wyższym poziomie
-Gra tylko dla fanów oryginalnej mangi/anime
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz