Źródło: https://cutt.ly/ifamwQR |
Mało który growy horror obecnie potrafi umiejętnie budować nastrój grozy i niepokoju. Większość z nich odwołuje się do najprostszych ludzkich odruchów i próbie zaszokowania nas morzem krwi czy prostymi wyskakującymi zza winkla strachami. Jak zawsze jednak niezawodni w całej tej tandecie okazują się Japończycy, minimalnym nakładem środków osiągając świetne rezultaty. Yomawari jest tego najlepszym dowodem.
Obie części (tutaj jednak zajmiemy się tylko jedynką) Yomawari miałem na radarze już od jakiegoś czasu, ale zawsze wypadało "co innego", a żadnej z nich nawet nie kupiłem, o graniu nawet nie mówię. Na ostatniej wyprzedaży na Steam na obniżkę trafiły jednak obie i uznałem, że "a chrzanić to" i żeby się dłużej nie zastanawiać i w efekcie zniechęcić w koszyku - i w efekcie też na moim koncie - wylądowały obie. Kiedy to wszystko zaczynam dzisiaj pisać jestem świeżo po ukończeniu Night Alone, pierwszej z nich i żałuję, że zwlekałem z nią tak długo, bo to coś co każdy fan horroru powinien koniecznie sprawdzić.
Duża część z was mogła o (przynajmniej na razie) dylogii Yomawari słyszeć, bo i studio za nią odpowiedzialne to Nippon Ichi Software. Jeżeli siedzicie trochę w tym growym światku zapewne kojarzycie, że są to ludzie odpowiedzialni za raczej mocno niepoważne produkcje nacechowane toną absurdalnego humoru i jeszcze większą ilością grindu: tak, mowa tutaj o serii Disgaea. Sam powoli się do niej przekonuję właśnie ogrywając piątkę, ale jako osoba lubująca się w japońskich produkcjach siłą rzeczy wiedziałem "z czym się je je". Właśnie to sprawiło, że tak długo wzbraniałem się przed odpaleniem Yomawari, bojąc się tony jakiś dziwnych mechanik, które od samego początku mnie przytłoczą i nie dadzą cieszyć się klimatem. Po horrorach oczekuję zazwyczaj prostych w gruncie rzeczy mechanik, ale wykorzystanych w ciekawy i kreatywny sposób i chyba nie dziwicie mi się, że po Nippon Ichi Software ciężko jest oczekiwać czegoś takiego. Jak jednak już po skończeniu opisywanej gry mogę powiedzieć to, że jak nie powinno się oceniać książki po okładce, tak dewelopera po jego poprzednich produkcjach.
Duża część z was mogła o (przynajmniej na razie) dylogii Yomawari słyszeć, bo i studio za nią odpowiedzialne to Nippon Ichi Software. Jeżeli siedzicie trochę w tym growym światku zapewne kojarzycie, że są to ludzie odpowiedzialni za raczej mocno niepoważne produkcje nacechowane toną absurdalnego humoru i jeszcze większą ilością grindu: tak, mowa tutaj o serii Disgaea. Sam powoli się do niej przekonuję właśnie ogrywając piątkę, ale jako osoba lubująca się w japońskich produkcjach siłą rzeczy wiedziałem "z czym się je je". Właśnie to sprawiło, że tak długo wzbraniałem się przed odpaleniem Yomawari, bojąc się tony jakiś dziwnych mechanik, które od samego początku mnie przytłoczą i nie dadzą cieszyć się klimatem. Po horrorach oczekuję zazwyczaj prostych w gruncie rzeczy mechanik, ale wykorzystanych w ciekawy i kreatywny sposób i chyba nie dziwicie mi się, że po Nippon Ichi Software ciężko jest oczekiwać czegoś takiego. Jak jednak już po skończeniu opisywanej gry mogę powiedzieć to, że jak nie powinno się oceniać książki po okładce, tak dewelopera po jego poprzednich produkcjach.
Kiedy stanie się noc...*
Wszystko jest tutaj bowiem zaskakująco proste, od rozgrywki, a na fabule kończąc i tak samo też "poważne". Nie mam przez to na myśli oczywiście ogromnej złożoności przedstawionej historii, a po prostu brak głupawych żarcików tu czy tak czy przeseksualizowanych postaci co krok, tak charakterystycznych dla większości produkcji Nippon Ichi Software.
Źródło: https://cutt.ly/hfaUKlE |
Źródło: https://cutt.ly/pfaPkbg |
Mógłbym tutaj jeszcze wspomnieć o tym jak ja osobiście odebrałem całą opowieść, ale nie wiem czy moje przemyślenia tutaj nie byłyby nieco na wyrost. Nie wchodząc jednak w spoilery mogę powiedzieć, że historia sprawia tutaj wrażenie chcącej nam opowiedzieć o powolnym przyzwyczajaniu się do straty i śmiertelności oraz godzeniu się z nieuchronnym losem. Nasza bohaterka wie doskonale, że jej ukochany pies zmarł, dlaczego więc widząc cienie i tajemnicze sylwetki dalej się łudzi? Jest dzieckiem, nie wszystko jeszcze rozumie. Jak każde dziecko jednak, kiedyś będzie musiała dopuścić do siebie tą świadomość, że wszystko przemija, a ona sama dojrzewa.
Źródło: https://cutt.ly/SfaPVRq |
Nasza bohaterka jest nikim więcej jak mały dzieckiem, jej wiek nie jest co prawda określony, ale obstawiałbym jakieś...6 lat? Coś około tego. To jasne, że taka osoba boi się wszystkiego, szczególnie, że ulice wypełnione są wszelakimi maszkarami, a jedyne czym na stałe dysponujemy to latarka. Z jej pomocą możemy zaobserwować czyhające na nas upiory i w razie czego brać nogi za pas. Część tego nieustannego poczucia zagrożenia wynika tutaj z samej rozgrywki, ale (dzięki wam twórcy!) nie z niedoboru zasobów co z samych założeń. Dziewczynka jaką sterujemy jest absolutnie bezbronna i jedyne co może zrobić to w ograniczonym zakresie biec (to ile jeszcze możemy sprintować symbolizuje pasek u dołu ekranu), a czas w jakim możemy to robić jest dodatkowo skurczony kiedy bohaterka jest przerażona (czyli w okolicy znajduje się jakiś wróg) i wtedy ledwo co zaczniemy, a już musimy zwalniać. Aby nieco ułatwić nam zadanie twórcy umożliwili chowanie się w różnorakich krzakach czy za tablicami: jedyne co wtedy widzimy to bijącą czerwoną poświatę, tym słabszą im przeciwnik znajduje się dalej od nas. Buduje to świetny klimat, bo nigdy (a przynajmniej dopóki ekran wypełnia chociaż odrobina czerwieni) nie możemy być pewnie czy wyjście jest już bezpieczne, a czasami to trwa i trwa i trwa, a my w końcu w akcie desperacji wychodzimy z ukrycia i biegniemy ile sił w nogach.
Źródło: https://cutt.ly/IfaAfDW |
Przyjdzie nam rozwiązać także kilka prostych zagadek w stylu rozmieszczania kopczyków z solą w konkretnych miejscach na ulicy (jeden z fajniejszych etapów, zobaczycie sami), konkretne duchy są też wrażliwe czy to na dźwięk czy światło, a więc koło niektórych spokojnie przebiegniemy (ze zgaszoną latarką), a na niektóre poświecimy, ale będziemy musieli się koło nich poruszać na paluszkach. Nie jest jednak trudno i ani nie przegrzejemy tutaj swoich mózgownic ani nie zmęczymy palców, ciekawe jak radzi sobie z tym wszystkim dwójka, bo jednak mimo wszystko liczyłbym na nieco większe wyzwanie.
...zło ją odnajdzie
Jeżeli nie straszna wam "dziecinna" oprawa graficzna i fakt sterowania małą dziewczynką, a nie zaprawionym w boju komandosem czy przeżutym przez życie dorosłym, a jesteście fanami dobrego horroru Yomawari: Night Alone jest grą dla was. Niesamowicie klimatyczna, wzbudzająca ciągłe napięcie, a przy tym potrafiąca też klasycznie "wystraszyć" kiedy trzeba. Największym minusem jest tutaj dosyć krótki czas rozgrywki (wspomniane 5 godzin, można to nieco wydłużyć szukając znajdziek, ale nie widzę w tym większego sensu, nie w większości niczym ciekawym) i stosunkowo prosta rozgrywka, ale to naprawdę drobnostki. Gra na żadnej z dostępnych platform nie kosztuje wiele (na Steam to 35,99 zł), a jeżeli i to będzie dla was za wiele zawsze możecie zaczekać na promocję (obie części trafiają na nie dosyć często), a uwierzcie mi, że warto. Takiego klimatu jaki ma ta gra to ze świecą szukać.
Plusy:
-Niesamowity, gęsty klimat japońskiej mieściny
-Prosta, ale sprawdzająca się w swojej roli fabuła
-Świetne projekty upiorów
-Prosta oprawa graficzna tylko potęguje odczucie strachu: wiele sobie dopowiadamy sami
-Oszczędna, pasująca do całości oprawa audio
Minusy:
-Krótki czas zabawy
-Nieco zbyt prosta
*Śródtytuły to fragmenty polskiej wersji piosenki śpiewanej przez Rasputina (Henryk Machalica) w animacji Anastazja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz