Źródło: https://tiny.pl/tb2wg |
Seria The Legend of Zelda to takie dziwne coś: ni to RPG, ni to gry akcji, ni przygodówki. Pomimo tego, że doceniam innowacje jakie poszczególne części wprowadziły do tego naszego gamingowego świata jako takich nigdy nie potrafiłem ich polubić. Szczególnie niechętnie podchodziłem do części "trójwymiarowych" i kultową Okarynę Czasu dosłownie przemęczyłem. Później jednak w moje ręce trafiło A Link Between Worlds i coś "pykło", a ja uznałem, że może jednak te "2D Zeldy" wcale nie są takie złem. Z takim też nastawieniem kupiłem A Link's Awakening, które nawet przez fanów uważane jest za mocno (z braku lepszego określenia) dziwaczne. Czy jednak udało się tej dziwaczności mnie pochłonąć?
No nie jestem fanem Zeld, nic na to nie poradzę. Praktycznie każda, wliczając to te względnie współczesne odsłony, jest pełna archaizmów, które skutecznie zniechęcają mnie do dalszej rozgrywki, nawet pomimo dobrego pierwszego wrażenia. To te typ gier gdzie bez solucji nawet nie warto podchodzić, bo one nie tyle co mówią graczowi "weź i zrób to na swój sposób" czy "ale przecież miałeś wskazówkę, wystarczyło pogadać z tym NPC" co raczej działają na zasadzie "nie wykonałeś tej aktywności, która jest wyraźnie poboczna? Oj, jak mi przykro, teraz nie masz przedmiotu/umiejętności do pchnięcia fabuły do przodu". Denerwuje mnie to, bo też niejednokrotnie słyszę jak to z graczy tak twierdzących "mięczaki" i "dawniej to gry po prostu takie były i nikt nie narzekał". Tylko dawne czasy dawnymi czasami, ale świat jednak ruszył do przodu od premiery pierwszej Zeldy na NESie.
Breath of the Wild było jednak (rzekomo, nie miałem jeszcze okazji zagrać) potrzebnym powiewem świeżego powietrza nie tyle pozbywając się starych mechanik na rzecz nowości co praktycznie na nowo tworząc pierwszą część tak jakby powstawała w dzisiaj. Następną częścią jaką posiadacze Switcha otrzymali nie była produkcja równie rewolucyjna, a remake (na dodatek nawet nie pierwszy!) klasyka z GameBoya: Link's Awakening.
Requiem for a Link
Już w momencie premiery Link's Awakening budziło mieszane opinie. Jest to ta część gdzie nie postawimy nogi w Hyrule, Triforce brak, nie ma Ganona, a wielką nieobecną jest nawet sama Zelda! Co więcej to też pierwsza część, gdzie nasz bohater wcale...nie musiał nazywać się Link, bo na samym początku rozgrywki jego imię można było bezproblemowo zmienić i nic nie stało na przeszkodzie aby pokierować "Zeldą" czy innym "Cidem". Ja jednak do wszelakich zmian jaka ta część wprowadziła czy też jak mają się one w remake'u odnosił się nie będę, bo po pierwsze nie grałem nigdy w oryginał, a po drugie ciężko mi jakoś porównać wszystko to do innych odsłon mając okazję wcześniej zagrać w zaledwie kilka. Oceniamy grę jaka jest i jaką ja chciałbym ją widzieć, a nie jak bardzo wpasowuje się w standardy wypracowane przez poprzedników.
Niby Zeldy brak, ale za to mamy Marin Źródło: https://tiny.pl/tbsrf |
Gra zaczyna się od sztormu i Linka, który ląduje zaraz po nim u wybrzeży tajemniczej wyspy, której to nazwa zresztą wkrótce i tak zostaje nam ujawniona i postawimy pierwsze kroki na niejakim Koholincie. W kilka chwil od niejakiej Marin dowiemy się, że na szczycie wulkanu w ogromnym jaju śpi istota określana przez mieszkańców wyspy jako Ryba Wiatrów, a jeżeli chcemy się wydostać nie pozostaje nam nic innego jak tylko ją przebudzić. W tym celu będziemy musieli zebrać 8 rozrzuconych po wyspie instrumentów. Jak to zazwyczaj w tych grach bywa odwiedzimy w tym celu 8 różnych pod względem mechanik lochów.
Nasłuchałem się jak to ta gra jest różna od innych Zeld i co to Nintendo nie narobiło tworząc ją. Bullshit to jednak straszliwy. Już bo wiem mając na koncie ukończoną zaledwie jedną dwuwymiarową Zeldę (A Link Between Worlds), jedną trójwymiarową (Okaryna Czasu) i kilka napoczętych ale niedokończonych mogę powiedzieć, że Link's Awakening w każdym momencie krzyczy "JA JESTEM ZELDĄ!". Mamy tutaj znane mechaniki i klisze, a nawet sam Koholint bardzo swoją strukturą przypomina liczne iteracje Hyrule.
Na górze gigantyczne jajo, a w środku latająca ryba...że co? Źródło: https://tiny.pl/tbs5c |
Gameplayowo mamy tutaj wszystko do czego seria zdążyła nas już przyzwyczaić. Ciachamy mieczem, blokujemy tarczą i w miarę postępu zdobywamy coraz to nowe przedmioty umożliwiające nam dostęp do wcześniej zablokowanych lokacji jak chociażby linka z hakiem czy miotająca ogniste kule czarodziejska różdżka. Okarynę oczywiście też zdobędziemy, bo jakże by inaczej. To wszystko wykorzystamy w trakcie przemieszczania licznych lochów na których końcu będzie czekała na nas unikalna walka z bossem w której wcześniej wyuczone umiejętności czy zdobyte przedmioty będziemy musieli wykorzystać. Starcia te (jak zresztą też te z szeregowymi przeciwnikami) nie są przesadnie wymagające kiedy już wymyślimy na nie sposób: machanie mieczem na lewo i prawo nic tutaj nie da.
System walki jest bardzo prosty, ale i tak daje sporo przyjemności Źródło: https://tiny.pl/tbs12 |
Poza lochami będziemy mogli także oczywiście zwiedzać samą wyspę i napotkamy na niej na liczne ukryte przejścia czy dodatkowe aktywności wliczając w to opcjonalne podziemia często zaskakujące jakimiś sympatycznymi mechanikami jak wykorzystanie kolorów. Za zdobytą w trakcie takiej eksploracji walutę (klasycznie już dla serii są to rupie) zakupimy w wiosce narzędzia, dodatkowe serduszka czy uzupełnimy potrzebne przedmioty. Zbierzemy też sprytnie poukrywane po świecie muszelki za które otrzymamy całkiem konkretne nagrody. Połowimy też ryby czy zabawimy się we wzorowanych na grach z Mario dwuwymiarowych sekwencjach platformowych. Największą jednak nieobecną w oryginale nowością jest wzorowana na Super Mario Maker możliwość tworzenia i późniejszego przechodzenia własnych lochów. Jest to wszystko jednak bardzo uproszczone i raczej nie przyciągnie nikogo na dłużej, ale jest bardzo sympatyczną ciekawostką mogącą nieco wydłużyć chętnym na to czas spędzony z tą produkcją.
Sprawa z Mario w ogóle jest ciekawa, bo widocznych jest tutaj całe mnóstwo nawiązań do gier z wąsatym hydraulikiem (czy biorąc pod uwagę informacje od Nintendo: już nie do końca nim). Po świecie śmigają Goomby, Shy Guye czy duszki, a nawet postacie bezpośrednio wzorowane na Mario i Zielonym Mario™ gdzieś tam się nam przewiną. No i nie ma Zeldy, ale w tej czy innej formie spotkamy tutaj...księżniczkę Peach. Z tego co mi wiadomo wszystkie te nawiązania było obecne już w oryginalnej grze, nie mam jednak pojęcia z czego one wynikają, ale zapewne fani serii będą o wiele bardziej w temacie ogarnięci. Ja nie jestem.
Najnowsza odsłona serii jest absolutnie prześliczna Źródło: https://tiny.pl/tbs42 |
Ciężko mi się przyczepić w Link's Awakeing do czegoś konkretnego i wskazać jedną taką rzecz jaka wybitnie tutaj nie działa, nie znaczy to jednak, że tytuł ten nie posiada licznych większych bądź mniejszych problemów. Po pierwsze jako tytuł, który jest (podobno) prawie, że jeden do jednego przeniesiony z oryginału z GameBoy'a cierpi, jak już wspomniałem na początku, na liczne archaizmy w rozgrywce, ale nie będę się może już tutaj za bardzo powtarzał, bo napisałem o tym na wstępie. Napomknę tylko, że rzadko się do tego uciekam, ale były tutaj momenty gdzie musiałem ratować się solucją nie wiedząc gdzie się udać czy co konkretnie mam zrobić i rozwiązania jakie były mi podsuwane sprawiały, że nie dziwiłem się, że byłem do tego zmuszony. Czy gracze te 27 lat temu byli mądrzejsi i tak abstrakcyjne myślenie jak tutaj nie sprawiało im problemu? Być może, ale nie da się też ukryć, że było to tworzone tak a nie inaczej przez dosyć lichą długość tych gier i podejrzewam, że gdyby nie to, że często się gubiłem Link's Awakening udałoby mi się ukończyć gdzieś tak w okolicach 5-7 godzin. Byłaby to naprawdę solidna porcja rozgrywki co prawda, ale patrząc na to, że gra od premiery sprzedawana była w pełnej, standardowej cenie gry na Switcha gdzie obok można było kupić gigantyczne Breath of the Wild czy Fire Emblem: Three Houses trochę rozczarowuje.
Niezaprzeczalną zaletą jest za to oprawa graficzna. Link's Awakening w wersji na Switcha jest absolutnie prześliczne! Pod tym względem dostaliśmy pełne odświeżenie i jak gra dalej jest "2D" tak wszelakie modele są już stworzone w pełnym trójwymiarze i przyjemnej dla oka "plastikowej" stylistyce. Jest to chyba jedna z najładniejszych gier na przenośną platformę Nintendo, ustępując jak na moje chyba tylko Luigi's Mansion 3 i Xenoblade Chronicles 2. Nie jest to jednak grafika, która powinna wyciskać siódme poty z konsoli bo o jej uroku decyduje raczej kierunek artystyczny, a nie technikalia. Tym bardziej dziwią liczne, nieuzasadnione absolutnie niczym spadki płynności. Przez perspektywę i tempo rozgrywki nie wpływają one na rozgrywkę, ale są bardzo wyraźne, szczególnie przy przechodzeniu z lokacji do lokacji. Astral Chain i Super Mario Odyssey jakoś dają radę, a Zelda nie może? Lenistwo developerów i tyle. Przymykając jednak na to oko można się w tym świecie po prostu zauroczyć, a jeżeli dodamy do tego klasyczne zeldowe utwory w tle to dzieją się czary.
Miasteczko Twin Links
Nintendo po raz kolejny dostarczyło nam bardzo solidną produkcję przy której miło powinni spędzić czas zarówno starzy wyjadacze jak i ich dzieci. Dostajemy tutaj względnie prosty pod względem mechanik tytuł, który cieszy oko swoją oprawą graficzną i nie wymaga od nas poświęcania mu całej masy godzin jak Breath of the Wild. Prostej fabuły nie ratuje nawet bardzo przewidywalny plot-twist, a wszelakie mrugnięcia okiem do twórczości Davida Lyncha docenią tylko jego wieloletni fani. Dalej jest to jednak bardzo dobry tytuł na te kilka godzin mogący sprawić, że zapomnicie o bożym świecie i będziecie całkowicie poświęceni próbie przebudzenia Wietrznej Ryby. Zagrać jak najbardziej warto, ale czy za pełną cenę...na to pytanie musicie już odpowiedzieć sobie sami.
Plusy:
-To pod praktycznie każdym względem klasyczna Zelda
-Prześliczna oprawa graficzna
-Wprowadzane w odpowiednim tempie nowe mechaniki
-Przewidywalna, ale całkiem sympatyczna fabuła
-Wpadająca w ucho muzyka
-Jeżeli gramy po raz pierwszy i nie wiemy co robić: sensowna długość
Minusy:
-To pod praktycznie każdym względem klasyczna Zelda - wliczając w to wszelakie archaizmy
-Nieco zbyt prosta
-Wiele istotnych dla głównego wątku rzeczy jest ukrytych pod płaszczykiem aktywności pobocznych
-Liczne spadki płynności animacji
-Jeżeli graliśmy w oryginał i wiemy co robić: zdecydowanie za krótka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz