piątek, 6 sierpnia 2021

Saint☆Young Men (Movie) - boskie wakacje [RECENZJA - CHIŃSKIE BAJKI]

Źródło: https://tiny.pl/9mnfp

Japończycy bardzo lubią wykorzystywać swoje wierzenia czy legendy w popkulturze. Nie tylko zresztą je, bo w tak samo kreatywny sposób potrafią skorzystać z mitów innych nacji, czy też wierzeń chrześcijańskich. Niezbyt często jednak odwołują się do nich całkowicie wprost. Co powiecie więc na film anime, w którym Jezus we własnej osobie wraz z samym Buddą udają się na wspólne wakacje do Japonii?

Pamiętam jak kiedyś, kilka lat temu, udało mi się obejrzeć dwa dosyć krótkie odcinki OVA bazowane na dokładnie tej samej mandze, co opisywany tu dzisiaj film. Ten z jakiegoś powodu odpuściłem i teraz już zwyczajnie nie pamiętam, czy zwyczajnie odkładając go na później, czy nie będąc świadomym jego istnienia. Trochę mnie to obecnie dziwi, bo te krótkie OVAy sprawiały momentami, że tarzałem się przed ekranem ze śmiechu, a więc tym bardziej zastanawiające jest, dlaczego nie rzuciłem się od razu na pełnometrażówkę, gdzie dostałbym zapewne wszystkiego "więcej, lepiej, mocniej". Uznałem więc niedawno, że pora nadrobić te haniebne zaległości i oto jesteśmy tutaj, a ja jestem świeżo po seansie Saint☆Young Men. Chcę wam to na wstępie zaznaczyć, abyście byli świadomi jednego: ocenie podlegał będzie tutaj tylko i wyłącznie on, a o dwóch odcinkach OVA co najwyżej przelotem w kilku momentach wspomnę. 

Jeżeli jednak po tytule i tym krótkim opisie ze wstępu nastawiacie się na cokolwiek obrazoburczego: nie ten adres. Więcej dowiecie się oczywiście z samego tekstu, ale nie liczcie na humor w stylu amerykańskich kreskówek dla dorosłych jak South Park, czy Paradise PD (o którym to ostatnio w tym kontekście było dosyć głośno). To po prostu naprawdę ciepła komedia, z której wbrew pozorom...możecie się nawet dowiedzieć co-nieco na temat obu tych religii. Ale do rzeczy, przejdźmy do samego anime. Więcej szczegółów będzie później 😉





Zapewne każdy z nas czuje się zmęczony swoją pracą czy - w przypadku uczniów - nauką. Oczekujemy wakacji niczym - że tak to tematycznie ujmę - zbawienia. Kiedy już nadchodzą, nigdy nie jesteśmy się nimi w stanie wystarczająco nacieszyć i zawsze chcielibyśmy więcej. Podobnie pomyśleli bohaterowie opisywanego właśnie filmu, czyli sami Jezus z Buddą. Drogą losowania padło na to, że miejscem ich tymczasowego wypoczynku będzie więc Japonia. Cóż mogło pójść nie tak? 

Wiecie...w sumie chyba nie aż tak wiele. Jako że Japończycy przesadnie religijnym narodem nie są, próba wtopienia się w tłum nie powinna być dla takich osobistości jak przedstawiciele jednych z największych religii na świecie trudnością. Chyba że będą zwyczajnie nieuważni, a skoro właśnie czytacie recenzję filmu o nich...to możecie się raczej bez większego problemu domyśleć, że nie wszystko poszło dokładnie tak, jak oboje sobie zaplanowali. 




Tutaj właśnie przechodzimy do sedna i absolutnie najlepszego, co Saint☆Young Men ma do zaoferowania: tony ciepłego humoru. Tak jak wspomniałem na samym początku, brakuje tutaj chamskich żartów, czy niesmacznych docinek w stronę jednej, czy drugiej religii, tak samo postaci Buddy i Jezusa. Film po prostu bierze dosyć znane i kojarzone elementy - możliwe, że nawet i przez samych Japończyków - i pokazuje całość w lekko krzywym zwierciadle. Nikt się tutaj nie śmieje z dogmatów religijnych, symboli, czy samych chrześcijan i buddystów. Dostajemy w zamian Jezusa cieszącego się na widok figurek postaci z Kamen Ridera, nie wiedzącego, że w Boże Narodzenie (duh) świętuje się jego własne urodziny, czy Buddę siedzącego długo pod prysznicem "ponieważ jest bliski olśnienia" lub bojącego się zjechać kolejką górską. Absolutnym mistrzostwem jest tutaj jednak dla mnie pewna scena w łaźni, gdzie...a zresztą, sami zobaczycie. Jesteście też może ciekawi, dlaczego obecnie, zamiast zanurzać się w rzece, chrzest przyjmuje się, polewając tylko głowę wodą? Tutaj w naprawdę zabawny sposób się tego dowiecie. 

Tak ogółem, to wbrew pozorom, Saint☆Young Men może wam nieco na temat obu przedstawionych w nim postaciach serio powiedzieć. Sam mogę się tutaj wypowiadać głównie na temat Jezusa, bo o Buddzie co prawda wiem to, czy tamto, ale jednak jako osoba wychowana w katolickim kraju i w takiej rodzinie, siłą rzeczy więcej będę wiedział o tym pierwszym i zapewne większość widzów poza Japonią podobnie. Oczywiście wszystko jest tutaj podane z dużym przymrużeniem oka, ale Jezus jest tutaj tak niesamowicie sympatyczną postacią, że ciężko tej postaci w tej wersji nie polubić. I znowu: nawet nie ma co go porównywać do prześmiewczych wizji z niektórych gier, filmów, czy też książek. Osoby zaznajomione z jego życiorysem zapewne niejednokrotnie uśmiechną się pod nosem i zakładam, że w przypadku Buddy będzie podobnie (bo i nawet mi się wielokrotnie to zdarzyło). 




Nie wiem też, czy było to przez autora oryginału zamierzone, ale z całości można wynieść naprawdę pozytywny przekaz. Wiecie, skoro Jezus z Buddą nie mają problemu z dogadaniem się, to dlaczego my byśmy mieli mieć? Ludzie by się tam kłócili o wyższość jednych nad drugimi, a tutaj cyk: ich najwięksi prorocy razem jedzą sobie lody. Całkiem fajna wizja, co nie? Tak samo końcówka filmu i szykowanie "imprezy niespodzianki" dla Jezusa w fajny sposób pokazuje, jak ludzie trochę sami zapominają o tym, dlaczego Boże Narodzenie, to, no...Boże Narodzenie. Wszędzie Mikołaje, prezenty, ozdoby, a o facecie mającym w ten dzień swoje urodziny, to nie pamięta nikt...poza Buddą 😉

Kto jednak miałby się obrazić, ten i tak się poobraża: na to nie poradzę nic ani ja, ani sami twórcy. Nie da się ukryć, że często próbując wykorzystać elementy religijne w zachodnich dziełach - a w pełni będąc świadomych tego, kto jest na co wrażliwy - zwyczajnie się przesadza i próbuje lecieć na taniej sensacji. Przez to dzieła takie jak Saint☆Young Men, z marszu spotykają się z negatywnymi opiniami i niechęcią wielu. Osoby tak myślące naprawdę nie wiedzą, ile dobrego tracą, bo - nawet pomimo tego, że zaznaczyłem to w tekście już kilkukrotnie, zrobię to jeszcze raz - nie każdy wykorzystujący elementy religijne w swoich dziełach robi to w złej woli, nawet tworząc produkcję nieprzesadnie religijną. 



Podsumowując już całość, powiem tyle: zróbcie sobie tą przyjemność i obejrzyjcie Saint☆Young Men. To naprawdę pełna ciepła i niesamowicie sympatycznego humoru komedia, z której i się pośmiejecie i może nawet coś wyniesiecie. Całkiem ładna oprawa wizualna i spokojna, podnosząca na duchu muzyka są do tego wszystkiego zaledwie miłymi dodatkami (lecąca w trakcie napisów piosenka Gena Hoshino do teraz nie chce mi wyjść z głowy). Świetna propozycja na leniwe niedzielne popołudnie. Powiem nawet więcej: polecam ten film do obejrzenia także z nieco starszymi dziećmi czy nastolatkami. Taki wspólny seans może być naprawdę pozytywnym doświadczeniem. Dobra propozycja zarówno dla chrześcijanina, buddysty i ateisty, gdzie każdy z seansu coś dobrego powinien wynieść 😊

Tytuł angielski: Saint☆Young Men (Movie)
Tytuł oryginalny: Saint☆Oniisan (Movie)
Rok produkcji: 2013
Typ: film kinowy
Gatunek: komedia, okruchy życia, seinen
Czas trwania odcinka: 89 minut
Studio odpowiedzialne za produkcję: A-1 Pictures
Gdzie obejrzeć: shinden (wersja polska)/gogoanime (wersja angielska)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz